17 września 2013

Rozdział XI

- A szczoteczkę do zębów wziąłeś? 
- Tak mamo. Czy jeśli stwierdziłem, że spakowałem wszystko co mi potrzebne nie wyraziłem się jasno? - odparł stanowczo brunet.
- Dobrze, dobrze. Nie bulwersuj się tak kochanie. - Anne podeszła do syna i złożyła całusa na jego czole. Harry skrzywił się i poprawił płaszcz. - Po prostu pierwszy raz puszczam Cię gdzieś na tak długo i to w dodatku samego. Powinieneś mnie zrozumieć.
- Przecież nie jadę na jakiś obóz przetrwania. - zamruczał zażenowany. - To tylko Nowy Rok z rodziną Louis'ego. Przecież mnie nie zabiją.
- Haroldzie nie bądź głupi. - Chłopak skrzywił się na przezwisko, którego używała jego matka tylko po to by brzmieć śmiertelnie poważnie. - Nie boję się, że państwo Tomlinsonowie  Cię skrzywdzą, to na pewno dobrzy ludzie, skoro zdecydowali się zaprosić Ciebie na te kilka dni. Ja tylko... Będę tęsknić. - powiedziała Anne przecierając oczy by się nie rozpłakać. 
- Mamo - Harry podszedł do matki i mocno ją do siebie przytulił. - To tylko cztery dni. Jeśli chodzi Ci o to, że nie chcesz spędzać Nowego Roku sama to zawsze możemy jeszcze wszystko odwołać i Louis sam pojedzie do rodziny.- Harry'emu było szkoda mamy. Wiedział, że nie lubi samotności, ale to ona wraz z Louis'm namówili go do spędzenia tego Sylwestra w Doncaster. 
- Nie, nie. Jedź, rozerwij się. Ja już sobie kogoś znalazłam, o mnie się nie martw. Nie będę sama. - Brwi Kędzierzawego uniosły się w zaskoczeniu na to wyznanie. - Nie patrz się tak na mnie, Harry. To nic poważnego, kolega z pracy. Harry przestań! - skarciła go. 
Brunet opuścił wzrok na panele, ale zaskoczenie nadal nie zeszło z jego twarzy. 
- W takim razie miłej zabawy z "Tylko kolegą z pracy". - drażnił się z szyderczym uśmieszkiem. 
- Haroldzie Edwardzie Styles! Proszę natychmiast przestać dokuczać własnej matce! Jak Ci nie wstyd. - powiedziała groźnie Anne i splotła ręce na klatce piersiowej udając obrażoną. 
- Dobra, dobra. Przepraszam. - Harry uniósł ręce do góry w geście obronnym. W tej samej chwili po przestrzeni małego przedpokoju rozszedł się dźwięk dzwonka, który Styles miał ustawiony na swojej komórce. Wyjął telefon z kieszeni swoich czarnych rurek i uśmiechnął się do ekranu gdy zobaczył kto do niego dzwonił. 
- To Louis? - spytała nagle Anne.
- Tak. Skąd wiedziałaś?
- Zawsze się tak uśmiechasz gdy on jest w pobliżu lub gdy do Ciebie piszę. - wyznała uśmiechając się szeroko. Teraz znalazła jakiś hak na niego. 
- Och. - Tylko tyle z siebie wydusił. Nacisnął swoim szczupłym palcem na wyświetlacz i przyłożył komórkę do ucha. - Cześć.
- Hej. Właśnie podjeżdżam pod twoje osiedle. Mam zaczekać na dole, czy pomóc Ci coś znieść do samochodu? - spytał Louis.
- Hm. - mruknął Harry i spojrzał na walizki stojące tuż przy frontowych drzwiach. - Mógłbyś mi pomóc znieść taką jedną torbę. Jest ogromna. Sam chyba sobie nie poradzę.
 - Spokojnie. W takim razie czekaj na mnie w swoim mieszkaniu. Do zobaczeni, Hazza.
- Pa, Lou. - pożegnał się po czym usłyszał sygnał zakończenia połączenia. 
Wziął głęboki wdech i usiadł na jednej z trzech toreb. Miała kolor wściekłego czerwieniu i ozdobiona była wzorami zielonych falujących lin żeglarskich. 
- A ładowarkę masz? 
- Ta - przerwał namyślając się. - Oops. Już lecę. - sapnął podnosząc się z miejsca. 
Anne uśmiechnęła się zwycięsko i poklepała go po ramieniu. Loczek tylko lekko uśmiechnął się na ten gest i ruszył do swojego pokoju. Podłoga skrzypiała pod jego ciężkimi butami. Rozejrzał się po pomieszczeniu szukając wzrokiem ładowarki. Przeszukał szufladki biurka, stoliczek nocny, półki z na książki, blat komody oraz zajrzał do niemal pustej już szafy, lecz po ładowarce ślad zaginął. Przeklął się w duchu. Stanął na środku pokoju bezczynnie tupiąc nogą niczym obrażone dziecko. Nagle przez jego głowę przeszła myśl z pomysłem na kolejne miejsce gdzie mogła znajdować się ładowarka. Kucnął i schylił swą lokatą głowę. Jest! - Czy każda potrzebna rzecz zawsze musi być akurat pod łóżkiem?! - sapnął do siebie. 
Sięgnął po kabelek i wyprostował się szybko. Strzepał z spodni kurz, który zdążył przylepić się do czarnego materiału. Skierował się w stronę drzwi. Przekręcając gałkę po raz ostatni spojrzał na swój pokój.  Cicho zatrzasnął drzwi i wrócił do przedpokoju. Jego matka nadal stała w tym samym miejscu i obdarzyła go wzrokiem pełnym ironii.
- Co byś ty beze mnie zrobił? - spytała.
- Nie wiem. Biedny ja. Będę musiał poradzić sobie bez Ciebie przez całe cztery dni. To straszne. - odparł a w jego głosie dosłyszeć było można sarkazm.
- Będziesz musiał jakoś sobie dać rade. Louis na pewno Ci pomorze. - uśmiechnęła się nonszalancko, a w tym samym czasie ktoś zapukał do drzwi. - O wilku mowa. - klasnęła radośnie w dłonie i podeszła do drzwi. Chwilę później do korytarzyka wszedł Louis. Na jego włosach znajdowało się kilka topiących się płatków śniegu, a jego policzki zaczerwienione były z powodu zimna. Szyja opatulał mu beżowy szal. Na ten widok przez ciało Stylesa przeszedł dreszcz a pewna część jego ciała lekko drgnęła. Skarcił się w myślach za tak bezwstydne myśli, jakie teraz wędrowały po jego głowie.
- Dzień Dobry. Cześć Harry. - szatyn przywitał się grzecznie i pomachał w kierunku sparaliżowanego chłopca. 
- Witaj Louis. Mam nadzieje, że dobrze zaopiekujesz się moim synkiem. - powiedziała Anne podchodząc do niego i przytulając mocno do siebie.
- Może być Pani tego pewna. - odparł nieśmiało a jego policzki jeszcze bardziej poczerwieniały.
- Oj, mówiłam Ci że masz skończyć z tą "Panią". Jestem Anne. Chyba, ze wolisz mówić na mnie "Mamo". Twój wybór.
- Mamo! - Harry spojrzał na nią z wyrzutem. - Przestać. Louis, chyba musimy już iść. Nieprawdaż?
- T-Tak. - wyjąkał. - Musimy iść. Obiecałem mojej mamie, ze przyjedziemy jak najszybciej to możliwe. - pokiwał głową. 
- W takim razie... Odprowadzę Was. Wezmę tą torbę. - wskazała na najmniejszą podręczną torebkę o kolorze mięty. - Chyba tylko tą udźwignę. 
Louis bez słowa podszedł i sięgnął po największą z toreb. 
- Dasz radę? Jest naprawdę ciężka. - spytał z troską Harry.
- Dam radę. Ty weź tą. 
- Dobrze. Niech Ci będzie, ale jak złamiesz sobie kręgosłup a przy tym spadniesz z schodów to nie miej do mnie pretensji. - rzekł łapiąc za ramiączko bagażu, który kazał mu wziąć Lou.  
Bez słowa zeszli na dół i wpakowali do bagażnika torby, układając je na ekwipunku Louis'ego. 
- Więc - zaczęła Anne. - Dowiedzenia chłopcy. Szczęśliwego Nowego Roku. - mruknęła i przytuliła mocno syna. - Trzymaj się. - szepnęła mu do ucha, po czym oderwała się od jego ciepłego ciała i podeszła do Tomlinsona. - Opiekuj się nim. Pozdrów i podziękuj rodzicom, mam nadzieję, że i ja kiedyś będę miała zaszczyt ich spotkać.               
- Oczywiście Anne. - uśmiechnął się do niej ciepło. 
- W drogę! - rzekł energicznie Harry. Otworzył drzwi od strony kierowcy i usiadł na swoim siedzeniu. 
- Zapnij pasy Haroldzie. - dodała Pani Styles. - Drogi są oblodzone, a niej daj Boże coś by się stało...
- Ugh. Mamo. Przecież wiem. - Złapał za pas i przeciągnął go sobie przez szyję i zapiął przy brzegu. Charakterystyczny klik dał znak, że pas został zapięty. Kędzierzawy nawet nie spostrzegł kiedy Louis usiadł na swoim miejscu i złapał za kierownicę. 
- Pa Harry. - powiedziała po raz ostatni i zatrzasnęła za nim drzwi. 
- Pa. - szepnął. 
Nagle pojazd drgnął przed siebie. Harry odetchnął głęboko i spojrzał na Louis'ego. Na jego twarzy widniał uśmieszek.
- Coś nie tak Lou? 
- Harold? 
- Nawet nie pytaj. - opuścił głowę. Nienawidził gdy ktoś się do niego tak zwracał. - Długo będziemy jechać? - spytał dudniąc palcami o skórzaną tapicerką na fotelu. 
- Już Ci się ze mną nudzi? 
- Z Tobą? - podniósł do góry brew i spojrzał mu prosto w oczy. - Nigdy.

***   

- Harry. Harry. - ktoś szarpnął go lekko za bark. - Misiaku już jesteśmy. - Chłopak jęknął sennie i podniósł leniwie ciężki powieki. - Haroldzie wstawaj.
- Przecież już wstałem no. - burknął i przetarł oczy. Louis uśmiechał się szeroko odsłaniając przy tym zestaw prościutkich, białych zębów. - To tutaj? - spytał rozglądając się dookoła.
- Tak. - szatyn odpowiedział krótko. Rozpiął szybko pas i wyszedł z pojazdu, przez co zimne powietrze wkradło się do środka.   
- Wow. 
Dom był duży i wyglądał jak typowy rodzinny domek. Do frontowych drzwi prowadził chodnik, po którego bokach posadzone były ołysiałe cyprysy. Po prawej stronie stała wielka choinka a po lewej blaszany garaż. Podążając z Louis'm, Harry wysiadł z samochodu. Potarł z zimna łokcie. Jak na ostatni dzień grudnia taka pogoda była normalna, lecz to dokuczało siedemnastolatkowi. 
- Chodź. Weżniemy na razie tylko to co damy radę, a resztę później doniesie mój ojczym. - Harry przytaknął tylko i podszedł do Louis. Sięgnął po tą średnią z swoich toreb i przewiesił ja przez ramię. Gdy Louis także wziął swoja torbę, zamknął bagażnik i obrócił się na pięcie. Jego ciało się zachwiało, a on sam stracił równowagę. Upadł na oblodzoną drogę i syknął z bólu.
- Ty niezdaro! - zaśmiał się Styles podając mu rękę. 
- To wszystko przez tą torbę! - mruknął podnosząc się ku górze. - Chodźmy. - powiedział po czym pociągnął za sobą młodszego chłopaka. Szybko otworzył furtkę, a chwilę później obaj stali tuż pod drewnianymi drzwiami. Louis nawet nie wysilił się zapukać. Po prostu otworzył drzwi i wszedł do środka. Harry oczywiście tuż za nim. Gdy zdejmowali swoje buty z góry doszedł do nich odgłos tupania.
- Mamo! Widziałam przez okno Louis'ego! - żeński głosik pisnął. - Louis! - krzyknęła uradowana blondynka, która wyskoczyła z schodów. mocno przytuliła się do szatyna.
- Lottie! - chłopak odwzajemnił uścisk. 
- Tęskniłam! - wymamrotała. 
- Louis! - pisnęła mała dziewczynka, która także wyłoniła się z schodów. - Louis! Louis  przyjechał!
- Cześć Fizzy. - uśmiechnął się jeszcze szerzej i zaprosił ją do wspólnego uścisku. Zza progu na przeciw Harry'ego wyłoniły się kolejne dziewczynki, które wykrzykiwały imię szatyna.
- Boże Lou! Ależ ty wyrosłeś! Jesteś już prawdziwym mężczyzną. - powiedziała wysoka kobieta, która opierała się o framugę. - A to pewnie Harry. - uśmiechnęła się. - Louis dużo nam o Tobie opowiadał. Miło mi Cię poznać. Jestem Jay. - podeszła do niego i mocno przytuliła. - Witaj w rodzinie Harry!
    
***

Pół godziny. Tylko tyle zostało do rozpoczęcia Nowe Roku. Dziewczynki ganiały podekscytowane wkoło ogniska i cieszyły się co raz bardziej z każdą mijającą minutą. Pani Tomlinson wręczyła każdemu do dłoni zimne ognie. Harry patrzał z zaciekawieniem na swój gdy ten coraz bardziej się wypalał. Gdy iskra już wygasła spojrzał z mina szczeniaka na Louis'ego. Ten uśmiechnął się do niego i dał mu potrzymać swój. Uchwycił go pomiędzy opatulone wełnianą rękawiczką palce i przyglądał mu się jakby był najciekawszą rzeczą na świecie.
- Mamo. Czy mógłbym z Harrym podziwiać Nowy Rok na poddaszu? - spytał nagle Lou. Styles spojrzał na niego zdziwiony. 
- Oczywiście. - Jay uśmiechnęła się do nich i pokiwała głową. - Fizzy! Nie ganiaj tak z tym zimnym ogniem bo jeszcze zrobisz coś swoim siostrą!
- Mamo, przecież to zimne ognie. Nie poparzę ich. - nadąsała się dziewczynka. Harry przyglądał się z rozbawieniem kłótni rodzicielki z córką, której wynikiem było odebranie Fizzy zabawki. Dziewczynka naburmuszona usiadła na pieńku i zaczęła szlochać.
- Masz mój. - uśmiechnął się nieśmiało Hazza podając siostrze Louis'ego zimny płomień.
- Dziękuję! - Fizzy od razu się rozpromieniła i powróciła do swojego wcześniejszego zajęcia, przez co Harry zaczął zastanawiając się czy dobrze zrobił.
- Chodźmy. - Loczek poczuł przy swoim uchu ciepłe powietrze. Na jego skórze pojawiła się gęsia skórka. 
- D-Dobrze. - wyjąkał. Louis podał mu rękę i zaprowadził ich do domu. Zielonooki spojrzał na zegarek w salonie. - Louis nie wiem co knujesz, ale do nowego roku pozostało piętnaście minut, a ja naprawdę chciałbym zobaczyć te fajerwerki. - rzekł.
- Znam miejsce, z którego widok fajerwerków jest jeszcze lepszy. - odparł pewny siebie Louis, nadal ciągnąc za sobą bruneta. Gdy wspięli się po schodach Harry puścił jego rękę, czego zaraz pożałował ponieważ jego ciało zaczęło tęsknić za dotykiem Lou. Obaj weszli do pomieszczenia, które jak powiedział mu Louis był jego pokojem. Ściany ozdabiały przeróżne plakaty piłkarzy i kapel. Pokój wyglądał jak pokoik typowego czternastolatka, ale jedyną rzeczą, która tu nie pasowała  był plakat Katy Perry, który wisiał na biurkiem. Loczek przestał się rozglądać i spojrzał na starszego chłopaka, który w tamtym momencie wychodził przez okno.
- Lou, co ty odwalasz? Chyba nie chcesz skoczyć?! - krzyknął Harry.
- Tchi. Chodź za mną. - odparł po czym zniknął za uchylonym oknem. Styles niepewnie poszedł za nim. Ostrożnie przeszedł przez wnęka i usiadł na parapecie. 
- Lou? Gdzie jesteś? - spytał przerażony. 
- Tutaj. - usłyszał po swojej prawej stronie. Gdy przechylił głowę uderzył nią o coś twardego nad nim. Syknął cicho. Szatyn leżał na dachu z nogami podpartymi o rynnę. Poza ta była niezwykle niebezpieczna, ale Harry w tamtym momencie nie zwlekał tylko ułożył się tuż koło niego. Spojrzał na niebo. Gwiazdy niczym lampki oświetlały niebieską nicość. 
- Jest... Pięknie. - wydusił zachwycony. 
- Przytul się do mnie, Hazz. - poprosił cicho Louis.
Prośba ta niezwykle zaskoczyła Lokatego. Przełknął głośno ślinę i objął przyjaciela ramieniem.
- Harry...
- Tak? - odparł szybko.
- Spójrz na mnie. - nakazał. Brunet posłusznie uniósł głowę z piersi chłopaka i spojrzał w jego oczy. Były takie niebieskie. Nawet w ciemnościach nie traciły swego uroku. - Szczęśliwego Nowego Roku, Loczku. - szepnął i złączył ich usta w delikatnym pocałunku. W tym samym momencie wokół nich rozbłysły fajerwerki w przeróżnych kolorach.

25 komentarzy:

  1. Wow ale świetna końcówka *.* czekam na następny rodział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. końcówka najlepsza ♥ dodaj we wtorek :3
    @shaawty_xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. jeeejuu ale fajne :D

    OdpowiedzUsuń
  4. najlepszy rozdział ♥ kocham tego bloga :D Już to mówiłam na tt ale powiem jeszcze raz xD

    OdpowiedzUsuń
  5. ten rozdział jest super mam nadzieje że jednak będzie we wtorek :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Boziuuuu. Kocham! Kocham! Kocham! Rozdział jak zwykle świetny! *-*
    Boziu jak ja cię kocham, że piszesz to opowiadanie.
    To jest najlepsze opowiadanie!
    Nie ma w tym żadnych gangów ani nic takiego, tylko życiowe sytuacje.
    Boziuuuuuuuuu! Koooooocham Cię! ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  7. no nie co ja teraz będe śpiewać na twojej stronce?! żart cieszę się że dodałaś taki cudowny rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG! jakie to sweet! "Haroldzie i Boo Bear wy to mi się nigdy nie znudzicie" rzekła Gabrysia robiąc idiotyczną minę widząc jak głupi komentarz stworzyła.... tak mi się spodobało iz hymn.. chyba wezme swój zeszyt i napisze w nim nową opowiesc o Larrym ty mnie inspirujesz kobito żesz! tak mi się spodobało to iż czytam to już dziś 14 raz! nie kłamię... prosze cię o jak najszybsze wpisy/ rozdziały! czemu teraz płaczę? bo zachwyciłam się tym jaki masz talent którego ja nigdy nie miałam :D

    całusy @gaba540

    OdpowiedzUsuń
  9. Ahoj! :)

    Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam, że jest nowy rozdział *.*
    "Yaaaaaaaay!" *krzyknęła głupiutka dziewczyna, mimo, że był środek nocy*

    Hmmm... Miałam dodać komentarz od razu po przeczytaniu (to było kilka minut po tym, jak go dodałaś), ale byłam na telefonie, na którym się kurwa nie da dodawać komentarzy. ;//
    Tak więc mam nadzieję, że się nie gniewasz, że przeczytałam wcześniej, a koma dodaję dopiero teraz. : )

    Co do rozdziału to jest przepiękny : )

    Jezuu, to miłe, że Tomlinsonowie zaprosili Hazzę na Nowy Rok. :D

    No tak, Anne typowa mama : ))) No ale mamy tak mają i tego nikt nie zmieni, haha :3

    Ouu, i to było takie słodziaśne, jak Lou zaprowadził Harry'ego na ten dach...
    I to buzi buzi *.* XD
    Zazdroszczę im takich chwil : )

    Cóż, dłuższego komentarza nie napiszę, bo jestem chora i mam umysł zablokowany (chociaż to nie wytłumaczenie, bo umysł to ja mam zablokowany zawsze i zawsze moje komentarze nie są za kreatywne, haha) xD

    Miłego dnia słonko : )

    @HarrotB x

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeeju czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. OMG TO BYLO PIĘKNE *-* CUDOWNE ZAKOŃCZENIE I TE FAJERWERKI...JEZU PLACZE!!!
    Gratuluję i powodzenia :) x
    @SWAG_BITCHES

    OdpowiedzUsuń
  12. Jej, zapomniałam skomentować bo czytałam tuż przed szkołą. Rozdział świetny, jak zawsze, ta historia jest meega <3
    A jeszcze mam dla Ciebie niespodziankę, zajrzyj sobie w rekomendacje u mnie na blogu kochanie :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny rozdział, nie moge sie doczekać następnego. Masz talent nie marnuj go *.*

    OdpowiedzUsuń
  14. ugh powietesz , powietsza plox . uhuhuhu nie oddycham yo jeste pięknae <3 nastepny rozdziała <3
    @holdingheart

    OdpowiedzUsuń
  15. już nie mogę doczekać się kolejnego;)

    OdpowiedzUsuń
  16. kocham to opowiadanie!!!! masz talent;****

    OdpowiedzUsuń
  17. nie umiem pisać komentarzy, więc napiszę ci tylko że cieszę się ze znalazłam to opowiadanie;DDD

    OdpowiedzUsuń
  18. brakuje ci już tylko 1 komentarza!!! 19 cie nie zadowoli żeby dodać nam jutro rozdział? prooooszęęęęę;* umrę do soboty...uwielbiam to opowiadanie:D no dziewczyny komentujcie damy rade;p
    Weronika

    OdpowiedzUsuń
  19. jeeeeeeeeeeeej!!:DDDD to ja mam decydujący komentarz;D nie wierze że dopiero dzisiaj miałam czas żeby przeczytać ten rozdział, jak ja mogłam bez niego żyć?!;p louis był taaaaaki słooooodki:))) mam nadzieję że od teraz życie Harrego będzie tylko lepsze;)))))) błagam cię dodaj jutro rozdział, chce wiedzieć co się dzieje na dachu;****

    OdpowiedzUsuń
  20. jest już 21 komentarzy a rozdziału nie ma !!!! jestem bardzo bardzo zła!!!!! mam nadzieję że to się jakoś wyjaśni ........:D

    OdpowiedzUsuń
  21. jejkuuu...*.* jaki fajny blog przeczytałam wszystkie rozdziały w 3 godz i prawie cały czas płakałam ;'( czekam na następny rozdział ;)))

    OdpowiedzUsuń
  22. spóźnia się już tyle tygodni a ja........ tu.......... umieram!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja siw zesram zaraz to ff jest idealne

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci za komentarz! Na prawdę bardzo mi miło.