04 sierpnia 2013

Rozdział V

Grudzień przyniósł z sobą kupę śniegu oraz namolne śnieżycę. Pojedyncze płatki śniegu przyklejały się do okien zasłaniając widok na jakże uniwersalny pejzaż Zimy w Londynie. Co wieczór mróz atakował szyby samochodu, zostawiając po sobie ślady, które denerwowały właścicieli pojazdów. Chłodne powietrze nie przyjemnie kąsało gardło, a oczy szczypały z nadmiaru emocji jak i z dokuczliwego zimna. Wszystko było białe i dziwnie radosne. Miało się przeczucie, że w te święta zdarzy się coś wyjątkowego. Wszyscy byli pełni energii. Latali do sklepów w potrzebie zakupienia ozdób świątecznych. Nieraz można było napotkać mężczyzn, którzy na swoich plecach dźwigali wielkie świąteczne drzewka. Centra handlowe, udekorowane były w najróżniejsze ozdoby, zaczynając od miedzianych dzwonków, aż po łańcuchy o kolorach jakie tylko się zachciało. Żółte, zielone, niebieskie, granatowe, czerwone, po prostu przeróżne. Przechodząc przez hol człowiek nie mógł nie rzucić oka na wielkie bałwany, albo Mikołaja z bufiasty nosem, którzy w swoich nieżywych oczach mieli iskrę, która wołała "Kup mnie, kup mnie." Tak, te święta zapowiadają się wspaniale. Wszyscy czuli tą piękna, a prawie, że magiczną atmosferę. Jednakże był jeden wyjątek

Harry bał się tych świąt i z niejasnego powodu, szczerze ich nienawidził, choć jeszcze nie nadeszły. Czuł się taki niepotrzebny. Jakby każdemu zawadzał. Dlatego zamknął się w swoim pokoju, i odciął się od świata. Mijały dni, tygodnie a może i nawet miesiąc, a Styles siedział zamknięty w swoim pokoju. Poza nieodebranymi połączeniami od Lou, pukaniem matki i pytaniami, które jak morska fala zalewały uszy chłopaka, nic nie wyrywało go z świata zamyślenia i pogardy do samego siebie. Opuszczał zajęcia, nie jadł, nie pił, nie kąpał się. Czasem do jego głowy trafiała myśl, że stawał się dziki. Nie przeszkadzało mu to, aż do pewnej nocy.

Brunet obudził się z przyspieszonym oddechem, niezdrowo szybko bijącym sercem i kropelkami zimnego potu na czole. W jawie w końcu dostał to czego od kilku tygodnie niezwłocznie pragnął. Śmierci. Nie sam fakt, że w własnym śnie umarł, go przeraził.  Zobaczył także swoją matkę. Zapewne gdyby straciła drugie dziecko nie pozbierała by się po tym. Czym sobie na to zasłużyła? To ona go wychowywała, ona nauczyła go stawiać pierwsze kroki. To ona pocieszała go gdy stracił swojego pierwszego mlecznego zęba. Właśnie ona wspierała go gdy miał trudny okres, albo pomagała mu w nauce. Ona. Jego mama. Osoba, która oddała by za niego życie. Z początku Harry czuł do niej żal, że zamiast rozwieść się z Desem, jest z nim w związku bez miłości, a na dodatek jej syn przez to niewyobrażalnie cierpi. Ale skąd ona miała wiedzieć, że Harry i Des mają tajemnicę? Nie mógł jej obwiniać o coś, co nie było jej winą. Nagle poczuł w sercu dziwną odmianę. Miał wrażenie, że się ociepla, a cały lód się rozpływa. Lód, który był przyszykowany dla ludzi podłych, nie wierzących i kpiących z innych. Każdy jest ślusarzem swojego losu, a Harry właśnie za swój los postanowił się zabrać. Szybko odepchnął się od miękkiego materaca i postawił się na równe nogi. Nie patrzał gdzie idzie, na co staje, w jakim stanie jest i jak wygląda, po prostu szedł w stronę drzwi. Gdy chwycił za klamkę, pociągnął mocno i otworzył drzwi. Upadł na kolana i zaczął płakać.
- Mamo... - skomlał. Nikt mu nie odpowiedział. - Mamo... - znów zawołał krztusząc się łzami. Nawet nie chciał sobie wyobrażać jak żałośnie wygląda. - Mamo! - krzyknął. 
Do jego uszu doszedł dźwięk, który sygnalizował otwieranie się drzwi, potem ciche skrzypnięcie podłogi. Jego serce przestało bić, bał się, że przez przypadek zbudził nie tą osobę co trzeba, jednak gdy zobaczył chude łydki wystająca zza progu uśmiechnął się w głębi ducha. Jego mama wyszła na korytarz i popatrzała z politowaniem na syna. W pomieszczeniu nie było nic widać. Światło księżyca było jedynym, mało-wystarczającym źródłem, które padało na twarz Harry'ego. Z miny Anne nie dało się niczego odczytać. Była bez wyrazu co zmartwiło Loczka. Czyżby mama go odrzuciła? 
- Mamusiu... Ja przepraszam. Za to, że jestem takim złym synem. Ja po prostu już taki jestem. Przepraszam. Chciałbym Ci to wynagrodzić, ale... Przepraszam. - Łzy spływały po jego policzkach, a mama nie dawała żadnego znaku. Żadnej reakcji na to, że usłyszała to co powiedział jej syn. Nastała niekomfortowa cisza, która raniła uszy Harry'ego. Spojrzał w górę wychwytując w ciemnościach wzrok matki. Skulił się w kłębek i zaczął wyć niczym mały bobas. Schował głowę w kolana. Nagle poczuł na swoich plecach ciepłą dłoń, która przesuwała się w górę i w dół. Podniósł głowę do góry i ujrzał swoją rodzicielkę, która klęczała tuż obok niego. Płakała. Wykorzystując chwilę, że jest blisko, szybko podniósł się i podczołgał do Anne. Objął ją ramieniem i przycisnął mocno do siebie, nie zwracając uwagi na to, że mógłby sprawić jej ból. Ona natomiast odwzajemniła uścisk. Siedzieli tak przez kilka minut, wtuleni w siebie. Choć chłód bijący od paneli atakował ich ciała. Nie odrywali się od siebie. Łzy plamiły koszulki obojga. Harry wtulił się w szyję Anne. Ta nadal gładziła jego zakryte przez koszulkę plecy, która chroniła ją przed widokiem mnóstwa siniaków oraz rozcięć na ciele swojego synka. Na samą myśl, że mogłaby to zobaczyć, Kędzierzawy odsunął się od niej i spojrzał prosto w jej zaszklone oczy.
- Przepraszam, ja - przerwał biorąc głęboki oddech.
- Tchi, synku - położyła palec na pełnych wargach Harry'ego. - Nie tłumacz się. Cieszę się, że wróciłeś. Nie rób mi tego więcej... Myślałam, że Cię tracę. Wiedz, że zawsze - podkreśliła to słowo by brzmieć jak najbardziej obiecująco. - gdy masz jakiś problem, możesz się do mnie zwrócić. Jestem twoją mamą i jestem tu po to by Ci pomagać i chronić. Zaakceptowałabym cię i kochała nawet wtedy gdybyś miał jedno oko, nie umiałbyś czytać i pisać, sepleniłbyś i miał garba. Nawet gdybyś był najbardziej nie posłusznym dzieckiem na świecie. Zrobiłabym to bo cie kocham, Robaczku. Ale obiecaj, że nie będziesz miał przede mną żadnych tajemnic. Szczerość jest najważniejsza, ponieważ dzięki niej można określić jaki problem ma dana osoba. Obiecaj synku. Żadnych tajemnic. Żadnych. Dobrze? - przysunęła się bliżej Kędzierzawego chłopca i pocałowała go w czubek nosa. 
- Dobrze. - szepnął drżącym głosem. - Mamo, nie pozwól mi więcej odejść. - stróżka nie posłusznych łez spłynęła w dół ku obojczykom, na których aż zanadto naciągnięta była jasna skóra.
- Obiecuję. - odparła i przycisnęła się do torsu zielonookiego. - Od dzisiaj zero tajemnic, zrozumiano? - rzekła trochę surowiej, lecz nadal w tonie jej głosu słychać było matczyną troskę. 
- Oczywiście. - uśmiechnął się. Prawdopodobnie był to jego pierwszy uśmiech od tygodni.
- Kocham cię, Robaczku. - odsunęła się i złożyła na czole chłopca mokrego całusa.
- Ja ciebie też, mamo.
- A teraz chodź zrobię ci sandwiche i kakao. Wyglądasz strasznie. - wstała i podciągnęła go do góry wraz zza sobą. Jej oczom ukazała się cała sylwetka Harry'ego. - Boże! Kochanie, jak ty schudłeś! Co ze mnie za matka. - westchnęła. - Powinnam Cie dopilnować, a nie pozwolić się zamknąć i nic nie jeść. Mam wyrzuty sumienia, ale postaram Ci się wynagrodzić.  
Chłopak z wstydem spojrzał na swoje ciało spod wachlarza rzęs. Rzeczywiście. Jego nogi wydawały się jeszcze bardziej niezdrowo zgrabne, a spocony i brudny T-Shirt zwisał na nim, przez co miało się wrażenie, że Loczek jest w worku.
- No chodź już. - pociągnęła go w stronę kuchni.


***

- Udało mi się wziąć urlop na przerwę świąteczną. Będę mogła spędzić te święta z Wami. - powiedziała Anne upijając łyk gorącej herbaty. - Tata także nie będzie pracował. To będą rodzinne, takie jak zawsze powinny być...
Jej słowa nie trafiały już do umysłu Hazzy, ponieważ jedno zdanie odcięło go od świata. Harry przelotnie spojrzał na ciągle poruszające się usta Anne, lecz jego narząd słuch nie był w stanie uchwycić żadnego słowa. Tata też będzie. To była naprawdę "wspaniała" wiadomość. 
- Możemy iść już spać? Jestem zmęczony. - powiedział.
- Oczywiście. Idź już, ja opłukam kubki i też będę szła. Cieszę się, że porozmawialiśmy za sobą, tak szczerze. Dobranoc skarbie. - uśmiechnęła się czule.
- Dobranoc. - odparł.

Louis

Louis 
Louis 
Louis.  

Szatyn utkwił w jego umyśle i odpłynął dopiero wtedy gdy powieki Lokatego chłopaka zamknęły się, a jego dusza uciekła gdzieś do Krain Morfeusza.                                     

                                

***

- Hej, tu Louis, haha, Niall nie łaskocz, próbuję się skupić. Jak już mówiłem, no je pierdole Niall! Jeszcze raz. Tu Louis, jestem zajęty, zadzwoń później lub zostaw wiadomość, haha. Zabiję Cie idio-

Głos Lou został przerwany przez kliknięcie, które świadczyło o tym że można już nagrać wiadomość na pocztę głosową.
- Cześć - odchrząknął. - To ja, Harry. Przepraszam, że nie dawałem znaku życia, ja po prostu.... Nie ważne. Jeśli to odsłuchasz to oddzwoń. Pa. - zakończył szybko. Ciężki kamień na żołądku nastolatka zniknął jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Machnął luźno nadgarstkiem i rzucił telefonem w stronę łóżka. Loczek wstrzymał na chwilę oddech z obawą, że spadnie na podłogę, lecz on odbił się lekko od poduszki i spadł na koc. Odetchnął i wrócił do bezsensownego chodzenia po swoim pokoju. Chodził w tą i wewte i celowo nadeptywał sobie na palce. Czas dłużył się niemiłosiernie, a on z upragnieniem czekał na telefon. Usiadł poddenerwowany na krześle. W jego głowie utkwiło jedno pytanie. Co jeśli Lou odpuścił sobie przyjaźń z Harrym? Co miałby wtedy z sobą zrobić? To byłoby nie do przyjęcia... Przecież nie mógł go zostawić. Louis był dobrym człowiekiem i gdyby poznał sekret Kędzierzawego na pewno by się nim zajął... ale nie znał. Oczy Harry'ego zaczęły szczypać, lecz szybko je przetarł, próbując powstrzymać falę łez. Podniósł się z siedzenia i opuścił swój pokój. Zabiegana Anne krzątała się po pokoju kuchni. Na swoich małych dłoniach miała rękawice, które  chronić ją miały przed oparzeniem. Miała przewiązany przez szyję fartuch w wzory z zielonym kiwi. Harry odchrząknął a głowa mamy natychmiastowo odwróciła się w jego kierunku. 
- O! Choć pomożesz mi.  - uśmiechnęła się ciepło. Chłopak szybko podszedł do niej i pomógł jej. Czas spędzony w kuchni był spędzony w miłej atmosferze. Co jakiś czas wymieniali jakieś krótkie zdania. Harry zapomniał o wszystkich problemach i zmartwieniach. Nawet niebieskooki szatyn nie raczył się wkraść w jego myśli i nie zakłócał jego mentalnego spokoju. Wszystko było w porządku aż w pewnym momencie do uszu Loczka doszedł dzwonek charakterystyczny jak dla telefonu marki Noki. 
- Zaraz wrócę! - krzyknął rzucając się pędem przez mieszkanie. Niczym błyskawica wpadł do swojego pokoju. Jego wzrok natychmiastowo powędrował na łóżko. Dzwonek ucichł lecz wyświetlacz nadal jeszcze migotał. Wskoczył na materac, który zaskrzypiał cicho pod ciężarem nastolatka. Chwycił komórkę do ręki i popatrzał na ekran, na którym widniało powiadomienie o nowej wiadomości. Palcem nacisnął na kopertę a w mnie niż pięć sekund treść wiadomości się otworzyła. 

Od: Louis. 3:42 p.m.
W końcu oddzwoniłeś! Co się stało? Dlaczego nie dawałeś znaku życia. Masz mi to wszystko wyjaśnić! 

Brunet uśmiechnął się na te słowa. Louis się o niego martwił.  Może to egoistyczne i samolubne, ale świadomość, że Louis mógł cierpieć przez brak kontaktu z Harry'm była dla niego czymś ekscytującym i przyprawiła go o dreszcze euforii. 

Do: Louis. 3:44 p.m.
Przepraszam. Nie mogłem się z Tobą skontaktować z powodów osobistych. Wszystko w porządku. Wyjaśnię Ci to gdy będę gotów... :) Możemy się spotkać? Choćby nawet teraz? xx

Od: Louis. 3:48 p.m.
Oczywiście. Może u mnie? Co ty na to? Xx

Do: Louis. 3:49 p.m.
Ok. Tylko podaj adres.

Zaledwie po kilku minutach Hazz otrzymał dokładny adres zamieszkania Louisa. Zszedł z łóżka i przejrzał się w lustrze. Na jego T-Shirtcie było kilka tłustych plam po śmietanie. Podciągnął końce koszulki do góry i zdjął ją z siebie. Podszedł do szafy i po chwili namysłu wyciągnął z niej czarną, luźną bluzkę i dżinsową koszulę, której nie miał w zamiaru zapinać. Gdy był już gotów przeczesał swoje loki ręką i odetchnął głośno. Skończywszy wyszedł i nie tłumacząc się mamie od razu poszedł do przedpokoju. Gdy zakładał buty usłyszał głos Anne znad swojej głowy. 
- Gdzie się wybierasz? - spytała oskarżycielsko. 
- Idę do kumpla. - kitował.
- Jakiego? - ciągnęła.
- Boże, mamo! Po prostu idę do kolegi. 
- Musze wiedzieć w razie czego gdzie jesteś, Harry! Do Seth'a? 
- Nie. - zmarszczył nos ubierając płaszcz. - Idę do Louisa. Nie znasz go. Na pewno przy nim nic mi się nie stanie. Tego możesz być pewna. Mamo możesz mi już dać spokój? Śpieszę się. 
- No dobrze. - westchnęła. - Ale wróć przed dziesiątą! - dodał szybko za nim jej syn zniknął za olchowymi drzwiami.  

***

Zielonooki wziął głęboki oddech i drżącą ręką zapukał do drzwi, które miały być drzwiami do mieszkania Louisa. Harry nie musiał długo czekać. Usłyszał szarpanie się z zamkiem, a chwilę później ujrzał rozpromienionego Tomlinsona. Miał na sobie fioletowy, wełniany sweter i czarne opinające jego zgrabne nogi rurki.
- Cześć. Wejdź, proszę. - powiedział nadal się uśmiechając. 
- Hej. - powiedział ledwo słyszalnie brunet po czym przekroczył próg królestwa Louisa. Korytarzyk był mały lecz przestronny. Harry ściągnął buty i zdjął płaszcz, który szybko został mu zabrany i powieszony na wieszak przez szatyna. Uśmiechnął się do niego w ramach podziękowania ukazując swoje dołeczki. 
- Chcesz się czegoś napić, Hazz? - spytał prowadząc ich przed siebie. - Wody? Soku? Herbatę? 
- Niech będzie woda. - odparł siadając na brązowej kanapie. 
- Ok. Zaraz wrócę. - Louis zostawił go na chwilę samego dzięki czemu Harry mógł się rozejrzeć po mieszkaniu. Ściany pomieszczenia, w którym się znajdywał były ciepło żółte, co świetnie współgrało z ciemnymi panelami. Wszystko w tym pokoju wydawało się ciepłe i przyjazne. Tak jak Louis. Harry podniósł się z miejsca i podszedł do szafki, na której poustawiane były zdjęcia. Jedno oprawione było w ramkę, który przypominała skrzynię z skarbami. Znajdowały się na nim cztery dziewczynki, wszystkie w identycznych różowych sukienkach ozdobionymi w kwiatki. Drugie, w ramce o zwykłym pokroju, przedstawiało uśmiechniętego od ucha do ucha Lou, który przytulał się do kobiety w wieku Anne. Oboje byli do siebie bardzo podobni, przez co Kędzierzawy stwierdził, że kobieta ze zdjęcia to mama szatyna. Oglądanie rodzinnych zdjęć przerwało mu skrzypnięcie podłogi. 
- Proszę. - powiedział podając mu szklankę z wodą.
- Dzięki. - odparł i odwrócił się na pięcie. Nagle ujrzał coś czego wcześniej nie dojrzał. W rogu pokoju stało wielkie pianino o kolorze takim samym jak podłoga. Loczek podszedł do instrumentu i usiadł na małym taboreciku wepchniętym pod pianino. - Grasz? 
- Tak. Uczę się od jedenastego roku życia. Jak chcesz mogę dla Ciebie zagrać. - Jego kąciki ust uniosły się lekko ku górze. Z skromnym uśmiechem podszedł do instrumentu, wcześniej przysuwając pufę na miejsce obok Harry'ego. - To całkiem proste i przyjemne. Lubię czasem się zrelaksować i poprztykać troszkę. Spójrz. 
Palce Louisa zwinnie poruszały się naciskając na klawisze w takiej kolejności, że naciskane w odpowiedni sposób tworzyły piękna melodię. Melodię, która była znana Lokatemu. Wsłuchał się w muzykę i zamknął oczy. To było coś niesamowitego. W Harrym zgromadziły się emocję i uczucia, których nie był nigdy w stanie doświadczyć. Stado motylków fruwało po wnętrzu ciała Kędzierzawego, a za każdym, chociaż najdelikatniejszym dotknięciem Lou, dostawał przyjemnych dreszczy.           

I just can't sleep tonight.
Knowing that things ain't right.

Zaczął cicho śpiewać Lou. Jego głos był perfekcyjny. Delikatny i przyjemny dla ucha. Harry wsłuchiwał się w każde pojedyncze słowo a fala dreszczy oblewała jego ciało coraz częściej, a włoski na rękach i karku stanęły dęba. 

It's in the papers, it's on the tv, it's everywhere that I go.
Children are crying.
Soldiers are dying.
Some people don't have a home.

Przerwał na chwilę i przysunął tekst do piosenki bliżej obojga. Harry nie wiedział co Louis ma na myśli. Gdy szatyn szepnął "Śpiewaj." Kędzierzawy poczuł jak jego żołądek skręca się z strachu. Lou uszczypnął go w udo na co ten podskoczył lekko. Na moment popatrzyli sobie w oczy. Las i Ocean połączyły się w całość tworząc coś perfekcyjnego i pięknego. Coś co dało odwagę Lokatemu chłopcu. Z jego gardła wydostało się coś co nie było dane słuchać nikomu aż do tej pory. Hazza pierwszy raz w swoim życiu śpiewał i czerpał z tego przyjemność.

But I know there's sunshine behind that rain.
I know there's good times behind that pain, hey.
Can you tell me how I can make a change?

Ustał na moment zawstydzony i rzucił szybkie spojrzenie w stronę grającego Louisa dając mu znać by się przyłączył. 

I close my eyes and I can see a better day
I close my eyes and pray
I close my eyes and I can see a better day
I close my eyes and pray

Ich głosy współgrały ze sobą tak jakby byli stworzenie tylko po to by razem śpiewać. Trema bruneta znikła jak za machnięciem różdżki. Znów zaczął śpiewać nie czekając na Louis'ego. 

I lost my appetite, knowing kids starve tonight.
Am I a sinner, cause half my dinner still lay on my plate?
Ooo... I got a vision, to make a difference.
And it's starting today.
Cause I know there's sunshine behind that rain.
I know there's good times behind that pain, 
heaven tell me how I can make a change? 

Znowu wymienili znaczące spojrzenie. Lou nie czekając dołączył się do Kędzierzawego. 

I close my eyes and I can see a better day.
I close my eyes and pray.
I close my eyes and I can see a better day.
I close my eyes and...
I pray for the broken-hearted.
I pray for the life not started.
I pray for all the lungs, not breathing.
I pray for all the souls that need a pray. 
Can you give me one today?


Ostatnie naparcie chudym palcem Louisa na klawisz sprawiło wydobycie się ostatniej głębokiej nuty, która zakończyła piosenkę, odbijając się kilkakrotnie w głowie zielonookiego i przypomniała mu to co właśnie się stało.
- Harry? - szepnął cicho szatyn. W tonie jego głosu było coś czego nie potrafił rozszyfrować osiemnastolatek. 
- Słucham? 
- Czy moglibyśmy zostać przyjaciółmi? - spytał niewinnie, a na jego policzkach wylały się różowe rumieńce, które dodawały mu jeszcze więcej uroku. Harry nie czekał długo z odpowiedzią. 
- Oczywiście. - uśmiechnął się szeroko tak, że jego dołeczki pokazały się w pełnej okazałości. 

Kim był Louis Tomlinson? Wraz z Harrym nie znali się długo, ale jego serce podpowiadało mu, że to właśnie ten chłopak jest kimś komu może wyjawić swoje tajemnice. Przeczuwał, że Louis jest osobą, która nigdy go nie skrzywdzi i sprawi, że świat będzie piękniejszy. Jak później się okazało dobrze przeczuwał...
Trzy rzeczy były pewne. 
Pierwsza: Louis i Harry są przyjaciółmi.
Druga: Louis był kimś więcej dla Hazzy, niż tylko przyjacielem.
Trzecia: Harry się zakochał. 




Przeczytałeś/łaś? Wyraź swoją opinię komentując. To nie boli, a sprawia radość autorowi lub nakierowuje do nie poprawiania banalnych błędów. :)

17 komentarzy:

  1. Albo napiszesz kolejny rozdział w najbliższym tygodniu albo Ci coś zrobię
    Twoja @Eeeee_Macarena ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. AAAAAAA to jest genialne... chcę wiedzieć co się stanie..... kocham cię ale chyba cię zabiję, bo tak piszesz, że mam wrażenie jakbym była 'świadkiem' tych zdarzeń albo oglądała jakiś bardzo dobry film :) czekam na następny xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, słoneczko :) Chciałaś szczerego komentarza, ale chyba nie będę Ci go w stanie zafundować, Glee mnie rozproszyło. Chyba zaczynam shippować wszystko co oddycha, konkretniej - Will i Bryan. Powiedz mi, co jest ze mną nie tak? ;-;
    Dobra, teraz przechodzę do opowiadania. Powiedz mi, jakim cudem udało Ci się tak genialnie opisać świąteczny nastrój w środku lata?! To nielogiczne. Osobiście nigdy nie udałoby mi się tego wykonać, ja po prostu tego nie czuję, a ty opisałaś to w taki sposób, że jakoś od razu mi tak świątecznie :D
    Następna sprawa; zaskoczyło mnie wyznanie mamy Harry'ego. O tym całym ukrywaniu tajemnic. To było takie trochę... dziwne? Nie wiem jak to opisać. Oczywiście dziwne nie w złym sensie, moim zdaniem zdecydowanie pasował tutaj ten fragment i bez niego byłoby to strasznie puste i bez sensu. Ciężko mi to opisać, poza tym w tle słyszę jak ktoś śpiewa, chyba Rachel, i nie mogę się skupić.
    Było trochę błędów, troszeczkę. Nic nadzwyczajnego, czasami się zdarzają :) Oczywiście ciągle jestem pod wrażeniem tego, jak piszesz. I ten fragment:
    "Las i Ocean połączyły się w całość tworząc coś perfekcyjnego i pięknego."
    Rozpłynęłam się! Pływam w morzu rozkoszy, aaaaa! Słyszysz mój krzyk?
    Dobra, koniec z moim podniecaniem się następnym rozdziałem, nie mogę przecież Ci tak dużo słodzić.
    Co mi się nie podoba?
    Ehhh, z przykrością, lub też nie, muszę stwierdzić, że poza tymi drobnymi błędami wszystko jest okej. Co jest kurde. Dlaczego nie mam się do czego przyczepić?! Ooooo! Wiem! Nie ma Zialla ;-; hahahah, sorry, odwala mi. Czytam Larry i narzekam, że nie ma Zialla - only me.
    Nie słodzę Ci, żeby Ci było milej. Potrafię kogoś najechać i to porządnie, oczywiście bez przesady. Ale tutaj najzwyczajniej ciężko jest się czegoś przyczepić. Lecz to oczywiście jest plus. To chyba logiczne :D
    Nie przedłużam już, na koniec proszę *podaje niewielki pakunek* tu jest trochę weny na następny rozdział. A tutaj *podaje pudełko ciastek* masz coś na to, aby miło Ci się ten rozdział pisało.
    Dziękuję mocno za post, słoneczko <3 Miłego wieczoru! :) xx
    @mylifeisa_mess

    OdpowiedzUsuń
  4. dobry wieczór Adrienne,

    Bardzo cieszę się, że dodałaś rozdział, bo bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Piszesz tak, że czytelnik odczuwa emocje towarzyszące bohaterom. Podoba mi się jak opisujesz dane sytuacje. Potrafię to sobie idealnie wyobrazić bez większego pobudzania swojej wyobraźni. Ty sama robisz to za mnie. To naprawdę wybitne.

    Co do błędów. Składniowych nie znalazłam, innych gramatycznych również. Jedynie rzucił mi się błąd ortograficzny tutaj "- O! Choć pomożesz mi. - uśmiechnęła się ciepło." Powinno być 'chodź' a nie 'choć' bo są to dwa zupełnie różne słowa, również pod względem znaczenia. wprawdzie wypowiada się je bardzo podobnie to jest w tym różnica. Nie zauważyłam więcej błędów.

    dobrej nocy, effy

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczery komentarz .. Co ja tu moge napisać ? To jest zajebiste ! Kocham takie opowiadania i nie przywiązuje zbytniej uwagi do błędów bo zazwyczaj ich nie widzę :) Jestem odrobine rozproszona bo i nie wyspana ale chyba z sensem gadam że z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział przepiękny!
    Mam nadzieję, że Harry szybko powie Lou o biciu i ... swoim uczuciu :)) Pięknie piszesz, Adrianne ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział przepiękny, wzruszyłam się jak go czytałam, mam nadzieję, że w końcu Harry powie komuś co des mu robi. Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jest przepiękny.

    Zaczynając od tego, jak cudownie udało ci się na początku opisać cudowną atmosferę świąt. Serio, czuję się teraz, jakby był środek grudnia, chociaż mamy 5 sierpnia.

    Wzruszyłam się, czytając ten fragment, gdzie opisujesz moment przeprosin Harry'ego i to jak takie malutkie dziecko wtula się w Anne, naprawdę, kilka łez pociekło po moich policzkach.

    Jedyne co mnie zawiodło, to to, że Harry nie powiedział jej, co robi mu Des. (Do cholery, stary, to jest twoja matka, co z tobą nie tak, że nie chcesz jej powiedzieć?!) No dobra, może po części go rozumiem, tak tylko trochę, ociupinkę. Może po prostu nie jest jeszcze gotowy, żeby o tym komuś mówić. Cóż, jednak nie pochwalam, że tego jej nie powiedział. Ja już dawno na jego miejscu bym z nią porozmawiała. Ale ja, to ja, prawda?

    Och, no i tak słodkie było to, że Louis martwił się o Hazzę. No bo, serio, co to ma być za zachowanie Harry? Nie tak cię wychowywałam! (po prostu to zignoruj, dobra?)

    I, cholera, jeszcze bardziej słodkie (i ROMANTYCZNE) było to jak Lou grał i śpiewali razem. No po prostu HEART ATTACK. Tak bardzo im zazdroszcze. (Dobra,jak bardzo chora muszę być, żeby śmiać się teraz histerycznie? Już zawsze będę forever alone :c )

    I, słodki jezu. Harry się zakochał, zakochał, zakochał. Louis, kochanie, zdajesz sobie sprawe jaki zaszczyt ci przypadł, prawda?

    Skończę na tym, że fabuła tego fica ogółem jest piękna. Serio, bo jest niewiele opowiadań, które w tak cudowny sposób ukazują, jak trudne może być życie.

    Cóż, nie ma tu niczego czego mogłabym się przyczepić, cholera. Co, jak już się pewnie domyśliłaś, oznacza, że rozdział (jak i całe opowiadanie) jest PER-FECT.

    Doprawdy, nic dodać, nic ująć.
    Soooł, informuj okey?
    No i ten, dużo weny mała.
    @tommoshow

    PS1- Weź zignoruj to, że ten komentarz jest cholernie bez sensu i w ogóle, dobra?
    PS2- Sorry, jeśli cię w pewien sposób uraziłam czy coś. (Chociaż mi się wydaje, że nie napisałam nic takiego co by mogło cię obrazić.) Ale zawsze warto przeprosić, więc przepraszam, tak na zapas
    PS3- Jeśli może kiedyś byś się nudziła czy coś, to wpadnij do mnie? Dopiero zaczynam, ale wiesz, może cię zaciekawi coś?
    Fic o Larry'm:
    http://ohlarreh.tumblr.com/post/50005750403/i-need-your-love
    Fic o Nouis'm
    http://ohlarreh.tumblr.com/post/57256965153/shadow-nights-nouis-holinson-fanfiction-by-cars

    KONIEC!

    OdpowiedzUsuń
  9. Heej :)))

    Tak na wstępie... Serio myślałaś, że mogłabym napisać nieszczery komentarz? Serio? ;O Ja tak nie umiem, sorry :) Moje komentarze zawsze są szczere xx Hmm... Liczysz na krytykę? Przykro mi, ale no niestety moim zdaniem nie ma co tu krytykować :) Nawet jeśli są jakieś błędy to niezauważalne i w ogóle ;)

    Dobrze. Teraz przejdę do rozdziału...
    Cóż... Na początku chciałam Ci powiedzieć, że na prawdę cudownie opisałaś tą atmosferę świąt. (O losie... Co ze mną nie tak, że powtarzam to, co już przeczytałaś w komentarzach innych czytających?) Serio poczułam się jak kilka dni przed świętami (chuj tam, że jest środek wakacji) i za to Cię kocham :)

    Co by tu jeszcze... Hmmm...

    Ach, tak! Wiem!
    Kocham Twój cudowny styl pisania. Kiedy czytam Twoje opowiadanie... Czuję taką więź z głównym bohaterem (a uwierz mi - chyba nigdy tak nie miałam):
    czuję się jakbym tam siedziała w nim i przeżywała to razem z nim. Cudowne uczucie.

    Emmm... Moment, kiedy Harry przepraszał swoją mamę... Kiedy się do niej przytulał... Płakałam. Płakałam i kurwa nie mogłam przestać! (Tak to jest jak się ma miękkie serce). Tylko szkoda, że Harry nie powiedział o tym, co robi Des... Miał taką okazję.

    Uwielbiam ten zajebiście słodki moment, kiedy Lou gra i śpiewa razem z Harry'm (ten moment jest taki PER-FECT)... I jeszcze do tego (Jezu, serio musiałaś to zrobić?) piosenka "Pray"... Nic dodać, nic ująć. Zazdroszczę im takich chwil, bo ja nigdy czegoś takiego nie przeżyłam i to pewne (niestety), że nigdy nie będę miała okazji przeżyć.
    No i tak na końcu...
    ŁIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII... HARRY SIĘ ZAKOCHAŁ, HARRY SIĘ ZAKOCHAŁ ♥ :D:D
    (Taki tam taniec radości, cnie)

    Z mojego chaotycznego komentarza (przepraszam, że taki wyszedł, cnie ;-;) można wywnioskować, że uwielbiam ten rozdział, uwielbiam to opowiadanie, uwielbiam Ciebie :))

    Ale się rozpisałam ;O To dziwne jak na mnie o.O
    Ale już nie będę Cię zanudzać. Kończę se już, cnie :)

    No i ten...
    Dużo weny Ci życzę kobieto :)

    @HarrotB

    P.S. - Przepraszam, że ten komentarz taki trochę (czyt. bardzo) jest beznadziejny, bez sensu i wgl, ale nie umiem pisać sensownych komentarzy, cnie :)
    P.S. 2 - Przepraszam także za błędy w moim komentarzu (chociaż mam nadzieję, że nie ma żadnego), bo pisałam to na telefonie (zajęło mi to blisko 30 minut, cnie :)).

    OdpowiedzUsuń
  10. za oknem słońce a ja sie czuję jakby były święta i śnieg, naprawdę. musisz być magikiem albo czarodziejką, skoro utworzyłaś taką świateczną atmosfere. kiedyś czytałam opowiadanie w którym autorke opisywała święta i to był akurat czas bożonarodzeniowy, a czytając tamto (padał śnieg i w chuj zimno było) nie czułam tej magi taj ja czytając TO. JESTEŚ NIESAMOWITA, i chcę nastepnym rozdział. ♥
    czyżby Lou jest Belieberem ? ;D hahaha, fajnie by było. ; )
    boże, nie mogę się do niczego przyczepić i jak dla mnie jest to najlepszy ff o LARRYM. czytam tylko dwa ff o tym romance bo kocham Zialla (tak jak koleżanka z góry, którą pozdrawiam ;]) ale to co ty tutaj przekazujesz jest niesamowitę i czuję sie jakbym to ja była harrym. mam wrażenie że Lou też go kocha, wnioskuje to z jego zachowania. xd c;

    tyle odemnie. ;D życze weny. ♥
    /krewetka

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham o opowiadanie jest mega <3 czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział <33

    OdpowiedzUsuń
  12. Boże genialny <33
    Następny :**

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy następny ? :-)
    Genialne to < 333

    OdpowiedzUsuń
  14. Jezu to jest na prawdę niesamowite. Przygotowywałam się do tego od prologu , żeby złożyć tu taki podsumowujący komentarz. Zaskoczyłaś mnie opisami uczuć bohaterów oraz ogólnie na przykład panoramy czy innych rzeczy. Czytam bardzo dużo FF o Larrym (bo jestem wielką LarryShipper) ale twoje na prawdę mnie zafascynowało i jest na prawdę niesamowite. Jest genialne i mam nadzieję , że już niedługo pojawi się 6 rozdział.
    Muszę ci jeszcze coś napisać...nie masz racji...piszesz idealnie. Twoje słowa płyną jak melodia w tym opowiadaniu. To na prawdę piękne. To opowiadanie jest niesamowite i jezu....popłakałam się przy nim , dostałam fangirlingu...no po prostu wszystko. Napisz kiedyś książkę , masz wielki talent...to jest dar , nie zmarnuj go , proszę. Czekam zniecierpliwiona na kolejny rozdziała :)
    tt-@SWAG_BITCHES

    OdpowiedzUsuń
  15. niesamowite...nie mogę nic więcej napisać. Przepraszam ale zszokowało mnie to jak to napisałaś. Jest...perfekcyjnie.

    OdpowiedzUsuń
  16. djdjxndnfbdjziwjrn cudowny rozdzial

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci za komentarz! Na prawdę bardzo mi miło.