Dzienne światło zaczęło drażnić
zamknięte powieki kędzierzawego chłopaka. Przejechał językiem po swojej dolnej wardze i głośno jęknął. Przetarł swoje powieki, wierzchem dłoni. Powoli, niepospiesznie
rozchylił je, ujrzał drewnianą podłogę salonu. Co on tu robił? Leniwie
rozprostował swoje kończyny i pisnął z bólu. Poczuł niewiarygodnie pulsujący
ból na plechach. Przejechał opuszkami palców po zadrapanych miejscach. Wstał z
podłogi, oddychając ciężko. Zimno zaatakowało jego drażliwą skórę. Zorientował
się, że jest w samych dżinsach i skarpetkach. Opuszkami palców przejechał po
strukturze obolałych mięśni. Znów został pobity. Tym razem do nie przytomności.
Westchnął, nabierając dużo powietrza w płuca. Był przerażony.
Oczywiście, jego ojciec nieraz podniósł na niego rękę, ale nigdy Harry nie stracił przytomności. W jego głowie panował zupełny mętlik. Bał się, że pewnego dnia Des posunie się dalej i będzie chciał go... zabić. Bo przecież kim Lokaty był dla niego? Popychadłem. Zabawką. Łamagą. Czymś najgorszym, co mogło go w życiu spotkać. Na dodatek tylko Harry znał tajemnice, której ujawnienie mogłoby zniszczyć dobrą reputację Desa. Złapał się za głowę i przetarł zimne krople potu z czoła. Jedynym czego potrzebowało jego ciało była kąpiel. Ruszył w stronę łazienki. Gdy
przechodził koło kuchennego blatu zauważył leżącą na nim kartkę. Przeczesał
swoją czuprynę koloru najpyszniejszej, mlecznej czekolady palcami i zaczął czytać.
Wyszedłem do baru. Masz czas do 11, jeśli zobaczę Cię w domu rozbiję Ci
kufel z piwem na główce, pościnam Ci loki i podbiję oko. Oczywiście zgonimy to
na twoich nie miłych kolegów, którzy Cię tak potwornie gnębią. Zostawiłem ładną
pamiątkę na twoim prawym boku. - Harry zaprzestał na chwilę czytania i
spojrzał na swój bok. Rzeczywiście. Fioletowo-zielony siniak otaczający
rozcięcie „świecił” pokaźnie. Po policzkach bruneta spłynęły łzy. Szybko je
roztarł i powrócił do czytania. – Pewnie
przed chwilą rozryczałeś się jak baba. Zapamiętaj. Jesteś tchórzliwą babą w
ciele mężczyzny. A więc jak już wcześniej pisałem, ma Cię nie być w domu do
godziny 11. - lokata głowa obróciła się w stronę zegara naściennego. Miał
jeszcze dwie godziny, ponieważ mała wskazówka umieszczona była na dziewiątce, a
duża na dwunastce. Znów skierował oczy na kartkę. – Moje spotkanie z kolegami w Manchesterze zostało odwołane, a mama ma
dyżur w szpitalu i wróci dziś po dziewiątej wieczorem. To na tyle od ojca.
Pamiętaj! 11. Czas leci! Tik, Tak, Tik, Tak. Lepiej się wykąp bo śmierdzisz
strachem gówniarzu.
Twój „kochający” Tatuś.
P.S.: Spal tą karteczkę w kominku, grzecznie Cię proszę. Inaczej
porozmawiamy inaczej.
Harry nie zawahał się i szybko
podbiegł do domowego kominka. Wrzucił pospiesznie kartkę do ognia, a żar szybko
pochłonął papier. Chłopak nie czekając dłużej udał się w stronę łazienki i
wziął cudowną, oczyszczającą kąpiel.
Gdy ciepła woda okryła jego
posiniaczone ciało przypomniał sobie o zdarzeniach z wczorajszego dnia. Głos
Louis’a rozbrzmiewał w jego głowie radośnie. Podniósł się na chwile w wannie i sięgnął po dżinsy,
które wcześniej rzucił na biały dywan. Wyciągnął z kieszeni telefon i ujrzał na
wyświetlaczu kopertę. Nacisnął na migający obrazek.
Hej. To na którą się dzisiaj umawiamy? Jestem bardzo ciekawy tego
cudownego miasta.J
Louis. Xx
Harry zaśmiał się gorzko. „Cudowne miasto”. Jego palce postukiwały
rytmicznie w wyświetlacz.
Cześć. Xxx Może byś wpadł pod mój dom o 11? Taka przypadkowa godzina.
Cóż, ten dzień zapowiada się ciekawie. Już nie mogę się doczekać. Harry. X
Nie musiał czekać długo, na
odpowiedź. Po kilkunastu sekundach koperta znów zamrugała na wyświetlaczu.
To ustalone! O 11 widzimy się pod twoim blokiem. Mówiłeś, że to blok
naprzeciwko kiosku. Na pewno? Wiesz, często w nim bywam. Ale pewność musi być. Louis. Xx J
Loczek uśmiechnął się.
Tak, na pewno. Jeśli mnie nie znajdziesz to sam będziesz musiał
pozwiedzać Londyn. :P Harry. X
Nie żartuj sobie, Hazza. Xx L.
Harry otworzył szeroko oczy po
czym odpisał:
Hazza? XD Harry. X
Tak, Hazza. Nie podoba się? Jak chcesz mogę mówić, na Ciebie
zwyczajnie… Harry. Jak Harry Potter. A ty nie jesteś zwyczajny. :] xoxo Louis.
Nie! Hazza brzmi świetnie. H.
To do zobaczenia pod twoim blokiem. X Louis. Xxx J
Chłopak odłożył telefon na zimne
kafelki łazienki i podniósł się z wygodnej pozycji. Woda spływała po jego gołym
ciele. Sięgnął po biały ręcznik i zaczął się osuszać. Gdy skończył owinął go
wokół swoich bioder i poszedł do swojego pokoju. Chłód bijący z podłogi, raził
jego nagie stopy. Z komody wyjął czyste bokserki i skarpetki. Przystanął na
chwilę przy szafie myśląc nad tym w co mógłby się ubrać.
Nie żeby się stroił… No dobrze,
może troszkę. Zielony sweter, z doszywanym, białym kołnierzykiem i czarne
dżinsy, były idealne jak na zimny listopadowy dzień, ale zachowywały przy tym
klasę. Gdy był gotowy podszedł do lusterka i przejrzał się w nim. Poprawił
kołnierz i przeczesał loki ręką, tak by ułożyły się jak najbardziej naturalnie. W pewnym momencie z jego brzucha wydobyło się głośne burknięcie. Tak był podekscytowany spotkaniem z przystojnym szatynem, a zarazem przerażony upiornym charakterem ojca, że zapomniał o głodzie. Ruszył w stronę kuchni by zjeść coś na śniadanie.
Wyciągnął żółty ser w
plastikowym opakowaniu i margarynę. Z chlebaka wyjął dwie kromki chleba a z
kosza na warzywa i owoce, dużego, czerwonego pomidora. Pociął go na plasterki i
poukładał na swoich mizernie przyrządzonych kanapkach. Zjadł je szybko co
chwile spoglądając na zegar. Nie bał się, że nagle wpadnie jego ojciec a on nie
zdąży uciec. Strach prysł, a oczekiwanie spotkania z Louis’em wzrastało z minuty na minute.
Miał jeszcze pół godziny.
Przysiadł na kanapie i włączył telewizor nerwowo wystukując jakiś rytm na
skórze pokrywającej sofę. Na pierwszym kanale leciało Dwóch i pół. Brunet nie raz zaśmiał się cicho na jakąś śmieszną
scenę.
Gdy duża wskazówka dotknęła
dziesiątki na zegarze, wstał i wyłączył telewizor. Poszedł do łazienki po raz
ostatni spoglądając na swoje odbicie. Użył perfum i wyszedł na korytarz. Gdy
założył płaszcz i białe converse, a
wokół szyi owinął karmelowy szalik, opuścił mieszkanie, zamykając je za sobą na
klucz, który później włożył pod wycieraczkę. Zbiegł po schodach i zatrzymał się
przed drzwiami, gdy w jego kieszeni za wibrował telefon. Wyciągnął go i
przeczytał wiadomość.
Czekam Loczku. Xx L.
Szybko wybiegł przed kamienice, a
jego oczom ukazał się czerwony Range
Rover. Sam samochód nie robił na nastolatku takiego wrażenie, jak jego
kierowca. Siedział za ciemną szybą, palcami skubiąc swoją grzywkę. Nagle
odwrócił głowę w stronę Harry’ego. Uśmiechnął się ciepło i zapraszającym ruchem
ręki przywołał Kędzierzawego. Ten nie czekając chwili dłużej ruszył w stronę
drzwi od miejsca dla pasażera. Złapał za klamkę i pociągnął w swoją stronę, po
czym ciepło bijące od wnętrza samochodu zaatakowało jego policzki.
- Hej! Wsiadaj. – uśmiechnął się
ciepło starszy chłopak.
- Cześć. – odparł nieśmiało
Harry, siadając na miękkim fotelu.
- Dokąd jedziemy najpierw? – spytał
podekscytowany szatyn.
- Może najpierw przejdziemy się po Oxford Street?
- Wyśmienicie. . – rzekł.
Nagle silnik samochodu zacharczał cicho, a pojazd gładko wyjechał na ulicę.
***
Dzień z Lou u boku był bardzo
fajny, ale zdecydowanie minął za szybko. Chłopcy cały czas śpiewali i
wygłupiali się. W miejskim parku zaczepiali przypadkowych ludzi i rozdawali im Darmowe uściski. Dowiedzieli się o sobie
dużo ciekawych szczegółów. Louis był starszym bratem dla czterech, „rozwydrzonych ale kochanych” jak to sam
ujął, sióstr. Po siódmej, powoli na londyńskich ulicach zaczął zapadać zmrok.
Range Rover sunął przed siebie bezdźwięcznie. Powieki Loczka same
zaczęły opadać, aż nagle się zamknęły. Brunet odpływając w krainę Morfeusza
myślał o niebieskookim chłopcu, który zawładnął jego sercem. Nazywał się Louis
William Tomlinson, miał 20 lat i pochodził z Doncaster. Urodził się w grudniu,
a dokładnie w Wigilię i kochał marchewki. Był uparty i ciekawy przygód. Miał
piękne wargi, które aż prosiły się o słodki pocałunek, i perfekcyjny nos, który
także wołał o całusa, lub dwa.
Z krain fantazji wyrwało go
lekkie szturchnięcie w bark. Pisnął z bólu, mimo tego, że było to bardzo lekkie
szturchnięcie. Bał się, że to jego ojciec i znowu chce go pobić. Otworzył oczy i szybko złapał się za bolące miejsce pocierając je
łagodnie. Ku jego zdziwienie nie było przy nim Desa, a towarzyszył mu Lou z swoim anielskim wyrazem twarzy.
- Przepraszam, nie chciałem. –
powiedział zakłopotany szatyn.
- Nie. To nie twoja wina. Gdzie
my jesteśmy? – spytał potrząsając swoją lokatą głową.
- Pod twoim domem.
- Aha. W takim razie… Do
zobaczenia, Lou. – uśmiechnął się
sympatycznie i otworzył drzwiczki samochodu.
- Pa. Spotkamy się jeszcze? –
dodał za nim Harry wyszedł z pojazdu. – Co byś powiedział na to żebym wpadł
jutro do ciebie na meczyk?
- U mnie? Nie mam za bardzo
możliwości… - szepnął zawstydzony. Nie chciał opowiadać Louis'owi o jego problemach rodzinnych, bo bał się odrzucenia. Bał się, że jeśli przyzna, że jego tata go biję, on go wyśmieje.
- To możemy u mnie? Przyjadę do
ciebie o piątej. Dobrze? – uśmiechnął się szczerze, a w jego niebieskich oczach
było widać przebłysk nadziei.
- Um... No dobrze.
- To świetnie. Dobranoc Loczuś. –
policzki Harry’ego zaczerwieniły się na te słowa.
- Do-Dobranoc. – wyjąkał i
wyszedł z samochodu, który zaraz potem odjechał.
Zimne listopadowe powietrze
pieściło skórę nastolatka. Ruszył w stronę swojego mieszkania. Wbiegając po
schodach nie myślał o tym co znajdzie za drzwiami. Szybko pociągnął za klamkę a
do jego uszu doszło ciche pojękiwanie kobiety. Nie ściągając butów cichutko,
wręcz na palcach poszedł w stronę sypialni rodziców. Anne nie miało być do
dziewiątej. Chłopak uchylił lekko drzwi, a to co tam zobaczył było najgorszym
widokiem jakie może zobaczyć dziecko…
Przeczytałeś/łaś? Wyraź swoją opinię komentując. To nie boli, a sprawia radość autorowi lub nakierowuje do nie poprawiania banalnych błędów. :)
Przeczytałeś/łaś? Wyraź swoją opinię komentując. To nie boli, a sprawia radość autorowi lub nakierowuje do nie poprawiania banalnych błędów. :)
No nieee ja chce wiedzieć co dalej :) !
OdpowiedzUsuńJEZUUUU ja chcę wiedzieć co jest dalej, w takim momencie przerwać to grzech ;)) Czekam na nexta z wielką niecierpliwością
OdpowiedzUsuńw takim momencie? jak mogłaś? ale i tak cię kocham :) czekam na kolejny :) xx
OdpowiedzUsuńświetny jest ten blog. W przyszłości mogłabyś zrobić z tego opowiadania książkę. ;)
OdpowiedzUsuńBłagam dodaj kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńJak zwykle Suuuuuper
OdpowiedzUsuńboże to jest świetne *.*
OdpowiedzUsuńCo by tu powiedzieć... TO KURWA NAJLEPSZE OPOWIADANIE EVER *o* . Mam nadzieję że dodasz szybko rozdział, bo ja tu niewytrzymam xd
OdpowiedzUsuńja pierdole, ale głupio piszesz!
OdpowiedzUsuńdobra, to nie prima aprilis!
piszesz zajebiście! więcej takich ff <33 to wciąga, aż nie chce się przestać czytać, i to zakończenie. Omfjsgkijds WIĘCEJ! to opowiadania trafia na listę moich ulubionych. KOCHAM.
CO ZA TAJEMNICA MA OJCIEC HAZZY? JESZCZE TA SMIERĆ GEMMY.. TO OPOWIADANIE MA TYLE TAJEMNIC. KOCHAM. <33
Od dzisiaj twoja stała czytelniczka:
Krewetka
Uzależniłam się noo! *.* to jest takie piękne i jednocześnie takie smutne :')
OdpowiedzUsuńpodziwiam cię za taki talent do pisania ♥
/smiley ;)
ja chyba wiem .... coś tak czuje że jego ojciec zdradza jego matkę o.O ,....
OdpowiedzUsuńokeej. Bardzo dziekuję Ci za to, że jakoś trafiłaś na mojego bloga i zostawiłaś adres tego opowiadania. Wciągnęłam się niesamowicie, dlatego czekam z niecierpliwością na następny rozdział!
OdpowiedzUsuń@lifetastegreat
Świetne opowiadanie :) możesz mnie informować na tt @be_myhoran <3
OdpowiedzUsuńoczywiście. x
Usuńświetne masz talent <3
OdpowiedzUsuńCudny rozdzial <3
OdpowiedzUsuń