15 lipca 2013

Rozdział III

Dzienne światło zaczęło drażnić zamknięte powieki kędzierzawego chłopaka. Przejechał językiem po swojej dolnej wardze i głośno jęknął. Przetarł swoje powieki, wierzchem dłoni. Powoli, niepospiesznie rozchylił je, ujrzał drewnianą podłogę salonu. Co on tu robił? Leniwie rozprostował swoje kończyny i pisnął z bólu. Poczuł niewiarygodnie pulsujący ból na plechach. Przejechał opuszkami palców po zadrapanych miejscach. Wstał z podłogi, oddychając ciężko. Zimno zaatakowało jego drażliwą skórę. Zorientował się, że jest w samych dżinsach i skarpetkach. Opuszkami palców przejechał po strukturze obolałych mięśni. Znów został pobity. Tym razem do nie przytomności. Westchnął, nabierając dużo powietrza w płuca. Był przerażony. 

Oczywiście, jego ojciec nieraz podniósł na niego rękę, ale nigdy Harry nie stracił przytomności. W jego głowie panował zupełny mętlik. Bał się, że pewnego dnia Des posunie się dalej i będzie chciał go... zabić. Bo przecież kim Lokaty był dla niego? Popychadłem. Zabawką. Łamagą. Czymś najgorszym, co mogło go w życiu spotkać. Na dodatek tylko Harry znał tajemnice, której ujawnienie mogłoby zniszczyć dobrą reputację Desa. Złapał się za głowę i przetarł zimne krople potu z czoła. Jedynym czego potrzebowało jego ciało była kąpiel. Ruszył w stronę łazienki. Gdy przechodził koło kuchennego blatu zauważył leżącą na nim kartkę. Przeczesał swoją czuprynę koloru najpyszniejszej, mlecznej czekolady palcami i zaczął czytać.

Wyszedłem do baru. Masz czas do 11, jeśli zobaczę Cię w domu rozbiję Ci kufel z piwem na główce, pościnam Ci loki i podbiję oko. Oczywiście zgonimy to na twoich nie miłych kolegów, którzy Cię tak potwornie gnębią. Zostawiłem ładną pamiątkę na twoim prawym boku. - Harry zaprzestał na chwilę czytania i spojrzał na swój bok. Rzeczywiście. Fioletowo-zielony siniak otaczający rozcięcie „świecił” pokaźnie. Po policzkach bruneta spłynęły łzy. Szybko je roztarł i powrócił do czytania. – Pewnie przed chwilą rozryczałeś się jak baba. Zapamiętaj. Jesteś tchórzliwą babą w ciele mężczyzny. A więc jak już wcześniej pisałem, ma Cię nie być w domu do godziny 11. - lokata głowa obróciła się w stronę zegara naściennego. Miał jeszcze dwie godziny, ponieważ mała wskazówka umieszczona była na dziewiątce, a duża na dwunastce. Znów skierował oczy na kartkę. – Moje spotkanie z kolegami w Manchesterze zostało odwołane, a mama ma dyżur w szpitalu i wróci dziś po dziewiątej wieczorem. To na tyle od ojca. Pamiętaj! 11. Czas leci! Tik, Tak, Tik, Tak. Lepiej się wykąp bo śmierdzisz strachem gówniarzu.

Twój „kochający” Tatuś.

P.S.: Spal tą karteczkę w kominku, grzecznie Cię proszę. Inaczej porozmawiamy inaczej.      

Harry nie zawahał się i szybko podbiegł do domowego kominka. Wrzucił pospiesznie kartkę do ognia, a żar szybko pochłonął papier. Chłopak nie czekając dłużej udał się w stronę łazienki i wziął cudowną, oczyszczającą kąpiel.

Gdy ciepła woda okryła jego posiniaczone ciało przypomniał sobie o zdarzeniach z wczorajszego dnia. Głos Louis’a rozbrzmiewał w jego głowie radośnie. Podniósł się na chwile w wannie i sięgnął po dżinsy, które wcześniej rzucił na biały dywan. Wyciągnął z kieszeni telefon i ujrzał na wyświetlaczu kopertę. Nacisnął na migający obrazek.

Hej. To na którą się dzisiaj umawiamy? Jestem bardzo ciekawy tego cudownego miasta.J Louis. Xx

Harry zaśmiał się gorzko. „Cudowne miasto”. Jego palce postukiwały rytmicznie w wyświetlacz.

Cześć. Xxx Może byś wpadł pod mój dom o 11? Taka przypadkowa godzina. Cóż, ten dzień zapowiada się ciekawie. Już nie mogę się doczekać. Harry. X

Nie musiał czekać długo, na odpowiedź. Po kilkunastu sekundach koperta znów zamrugała na wyświetlaczu.  

To ustalone! O 11 widzimy się pod twoim blokiem. Mówiłeś, że to blok naprzeciwko kiosku. Na pewno? Wiesz, często w nim bywam. Ale pewność musi być. Louis. Xx J

Loczek uśmiechnął się.

Tak, na pewno. Jeśli mnie nie znajdziesz to sam będziesz musiał pozwiedzać Londyn. :P Harry. X

Nie żartuj sobie, Hazza. Xx L.

Harry otworzył szeroko oczy po czym odpisał:

Hazza? XD Harry. X

Tak, Hazza. Nie podoba się? Jak chcesz mogę mówić, na Ciebie zwyczajnie… Harry. Jak Harry Potter. A ty nie jesteś  zwyczajny. :] xoxo Louis.

Nie! Hazza brzmi świetnie. H.

To do zobaczenia pod twoim blokiem. X Louis. Xxx J

Pa. x Hazza

Chłopak odłożył telefon na zimne kafelki łazienki i podniósł się z wygodnej pozycji. Woda spływała po jego gołym ciele. Sięgnął po biały ręcznik i zaczął się osuszać. Gdy skończył owinął go wokół swoich bioder i poszedł do swojego pokoju. Chłód bijący z podłogi, raził jego nagie stopy. Z komody wyjął czyste bokserki i skarpetki. Przystanął na chwilę przy szafie myśląc nad tym w co mógłby się ubrać.

Nie żeby się stroił… No dobrze, może troszkę. Zielony sweter, z doszywanym, białym kołnierzykiem i czarne dżinsy, były idealne jak na zimny listopadowy dzień, ale zachowywały przy tym klasę. Gdy był gotowy podszedł do lusterka i przejrzał się w nim. Poprawił kołnierz i przeczesał loki ręką, tak by ułożyły się jak najbardziej naturalnie. W pewnym momencie z jego brzucha wydobyło się głośne burknięcie. Tak był podekscytowany spotkaniem z przystojnym szatynem, a zarazem przerażony upiornym charakterem ojca, że zapomniał o głodzie. Ruszył w stronę kuchni by zjeść coś na śniadanie. 

Wyciągnął żółty ser w plastikowym opakowaniu i margarynę. Z chlebaka wyjął dwie kromki chleba a z kosza na warzywa i owoce, dużego, czerwonego pomidora. Pociął go na plasterki i poukładał na swoich mizernie przyrządzonych kanapkach. Zjadł je szybko co chwile spoglądając na zegar. Nie bał się, że nagle wpadnie jego ojciec a on nie zdąży uciec. Strach prysł, a  oczekiwanie spotkania z Louis’em wzrastało z minuty na minute. 

Miał jeszcze pół godziny. Przysiadł na kanapie i włączył telewizor nerwowo wystukując jakiś rytm na skórze pokrywającej sofę. Na pierwszym kanale leciało Dwóch i pół. Brunet nie raz zaśmiał się cicho na jakąś śmieszną scenę.

Gdy duża wskazówka dotknęła dziesiątki na zegarze, wstał i wyłączył telewizor. Poszedł do łazienki po raz ostatni spoglądając na swoje odbicie. Użył perfum i wyszedł na korytarz. Gdy założył płaszcz i białe converse, a wokół szyi owinął karmelowy szalik, opuścił mieszkanie, zamykając je za sobą na klucz, który później włożył pod wycieraczkę. Zbiegł po schodach i zatrzymał się przed drzwiami, gdy w jego kieszeni za wibrował telefon. Wyciągnął go i przeczytał wiadomość.

Czekam Loczku. Xx L.

Szybko wybiegł przed kamienice, a jego oczom ukazał się czerwony Range Rover. Sam samochód nie robił na nastolatku takiego wrażenie, jak jego kierowca. Siedział za ciemną szybą, palcami skubiąc swoją grzywkę. Nagle odwrócił głowę w stronę Harry’ego. Uśmiechnął się ciepło i zapraszającym ruchem ręki przywołał Kędzierzawego. Ten nie czekając chwili dłużej ruszył w stronę drzwi od miejsca dla pasażera. Złapał za klamkę i pociągnął w swoją stronę, po czym ciepło bijące od wnętrza samochodu zaatakowało jego policzki.
- Hej! Wsiadaj. – uśmiechnął się ciepło starszy chłopak.
- Cześć. – odparł nieśmiało Harry, siadając na miękkim fotelu.
- Dokąd jedziemy najpierw? – spytał podekscytowany szatyn.
- Może najpierw przejdziemy się po Oxford Street? 
- Wyśmienicie. . – rzekł. Nagle silnik samochodu zacharczał cicho, a pojazd gładko wyjechał na ulicę.

***

Dzień z Lou u boku był bardzo fajny, ale zdecydowanie minął za szybko. Chłopcy cały czas śpiewali i wygłupiali się. W miejskim parku zaczepiali przypadkowych ludzi i rozdawali im Darmowe uściski. Dowiedzieli się o sobie dużo ciekawych szczegółów. Louis był starszym bratem dla czterech, „rozwydrzonych ale kochanych” jak to sam ujął, sióstr. Po siódmej, powoli na londyńskich ulicach zaczął zapadać zmrok.

Range Rover sunął przed siebie bezdźwięcznie. Powieki Loczka same zaczęły opadać, aż nagle się zamknęły. Brunet odpływając w krainę Morfeusza myślał o niebieskookim chłopcu, który zawładnął jego sercem. Nazywał się Louis William Tomlinson, miał 20 lat i pochodził z Doncaster. Urodził się w grudniu, a dokładnie w Wigilię i kochał marchewki. Był uparty i ciekawy przygód. Miał piękne wargi, które aż prosiły się o słodki pocałunek, i perfekcyjny nos, który także wołał o całusa, lub dwa.

Z krain fantazji wyrwało go lekkie szturchnięcie w bark. Pisnął z bólu, mimo tego, że było to bardzo lekkie szturchnięcie. Bał się, że to jego ojciec i znowu chce go pobić. Otworzył oczy i szybko złapał się za bolące miejsce pocierając je łagodnie. Ku jego zdziwienie nie było przy nim Desa, a towarzyszył mu Lou z swoim anielskim wyrazem twarzy.
- Przepraszam, nie chciałem. – powiedział zakłopotany szatyn.
- Nie. To nie twoja wina. Gdzie my jesteśmy? – spytał potrząsając swoją lokatą głową.
- Pod twoim domem.
- Aha. W takim razie… Do zobaczenia, Lou.  – uśmiechnął się sympatycznie i otworzył drzwiczki samochodu.
- Pa. Spotkamy się jeszcze? – dodał za nim Harry wyszedł z pojazdu. – Co byś powiedział na to żebym wpadł jutro do ciebie na meczyk?
- U mnie? Nie mam za bardzo możliwości… - szepnął zawstydzony. Nie chciał opowiadać Louis'owi o jego problemach rodzinnych, bo bał się odrzucenia. Bał się, że jeśli przyzna, że jego tata go biję, on go wyśmieje. 
- To możemy u mnie? Przyjadę do ciebie o piątej. Dobrze? – uśmiechnął się szczerze, a w jego niebieskich oczach było widać przebłysk nadziei. 
- Um... No dobrze.
- To świetnie. Dobranoc Loczuś. – policzki Harry’ego zaczerwieniły się na te słowa.
- Do-Dobranoc. – wyjąkał i wyszedł z samochodu, który zaraz potem odjechał.    

Zimne listopadowe powietrze pieściło skórę nastolatka. Ruszył w stronę swojego mieszkania. Wbiegając po schodach nie myślał o tym co znajdzie za drzwiami. Szybko pociągnął za klamkę a do jego uszu doszło ciche pojękiwanie kobiety. Nie ściągając butów cichutko, wręcz na palcach poszedł w stronę sypialni rodziców. Anne nie miało być do dziewiątej. Chłopak uchylił lekko drzwi, a to co tam zobaczył było najgorszym widokiem jakie może zobaczyć dziecko…  




Przeczytałeś/łaś? Wyraź swoją opinię komentując. To nie boli, a sprawia radość autorowi lub nakierowuje do nie poprawiania banalnych błędów. :)  

16 komentarzy:

  1. No nieee ja chce wiedzieć co dalej :) !

    OdpowiedzUsuń
  2. JEZUUUU ja chcę wiedzieć co jest dalej, w takim momencie przerwać to grzech ;)) Czekam na nexta z wielką niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  3. w takim momencie? jak mogłaś? ale i tak cię kocham :) czekam na kolejny :) xx

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny jest ten blog. W przyszłości mogłabyś zrobić z tego opowiadania książkę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam dodaj kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  6. boże to jest świetne *.*

    OdpowiedzUsuń
  7. Co by tu powiedzieć... TO KURWA NAJLEPSZE OPOWIADANIE EVER *o* . Mam nadzieję że dodasz szybko rozdział, bo ja tu niewytrzymam xd

    OdpowiedzUsuń
  8. ja pierdole, ale głupio piszesz!

    dobra, to nie prima aprilis!

    piszesz zajebiście! więcej takich ff <33 to wciąga, aż nie chce się przestać czytać, i to zakończenie. Omfjsgkijds WIĘCEJ! to opowiadania trafia na listę moich ulubionych. KOCHAM.

    CO ZA TAJEMNICA MA OJCIEC HAZZY? JESZCZE TA SMIERĆ GEMMY.. TO OPOWIADANIE MA TYLE TAJEMNIC. KOCHAM. <33

    Od dzisiaj twoja stała czytelniczka:

    Krewetka

    OdpowiedzUsuń
  9. Uzależniłam się noo! *.* to jest takie piękne i jednocześnie takie smutne :')
    podziwiam cię za taki talent do pisania ♥
    /smiley ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. ja chyba wiem .... coś tak czuje że jego ojciec zdradza jego matkę o.O ,....

    OdpowiedzUsuń
  11. okeej. Bardzo dziekuję Ci za to, że jakoś trafiłaś na mojego bloga i zostawiłaś adres tego opowiadania. Wciągnęłam się niesamowicie, dlatego czekam z niecierpliwością na następny rozdział!
    @lifetastegreat

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetne opowiadanie :) możesz mnie informować na tt @be_myhoran <3

    OdpowiedzUsuń
  13. świetne masz talent <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci za komentarz! Na prawdę bardzo mi miło.