13 lipca 2013

Rozdział II

Harry wracając do domu cały czas myślał o nowo poznanym szatynie. Jego szafirowe tęczówki błyszczały w głowie Loczka. Mówił, że idzie odebrać dziadka, a co jeśli ten pięknooki był owym wnuczkiem Pana Tomlinson’a? O tak, takimi korepetycjami Harry by nie pogardził. Wróć. –Wyrzuć te brudne myśli z swojej głowy, otrząśnij się. – pomyślał. Wziął głęboki oddech i przeczesał dłonią kępkę swoich włosów. Z opuszczoną głową zaczął wspinać się po schodach na klatce w bloku, w którym zamieszkiwał. Nienawidził tego miejsca. Dla niektórych mieszkanie w Londynie byłoby spełnieniem marzeń, ale nie dla Harry’ego. Wolał spokojne i ciche miasteczka, takie jak jego rodzinne Holmes Chapel. Kochał ten wewnętrzny spokój, który udzielał się nawet po krótkim pobycie w tym mieście. Jednak gdy jego starsza siostra umarła wyjechali do stolicy. Gemma Styles zmarła z powodu silnego uderzenia tyłem głowy w posadzkę. Wszyscy byli utrzymywani w nieprawdziwej historyjce, jak to niezdarna dziewczyna pośliznęła się i spadła z schodów gotując sobie śmierć. Tylko Harry, Des i świętej pamięci Gems znali prawdę…
Wyrzucił szybko wspomnienia z swojego umysłu i nacisnął na klamkę. Zamek cicho kliknął po czym drzwi same się uchyliły. Wszedł do środka, cicho ściągając z stóp swoje białe converse. Podniósł, wcześniej rzuconą na podłogę torbę, i przerzucił ją przez ramię. Nie patrząc czy ktoś znajduję się w domu, szybko udał się do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi z głośnym trzaskiem. Syknął po czym udał się w stronę łóżka, siadając na nim po turecku. Wyciągnął z kieszeni swoich czarnych rurek telefon. Miał dwa nieodebrane połączenia od Adrianne. Była jego przyjaciółką od lat. Zawsze mógł na niej polegać. Rozumieli się bez słów. Ona - utleniona skandalistka, choć w głębi duszy nadal była tą niziutką brunetką o karmelowych oczach. On - nienawidzący życia loczkowaty chłopak. Oboje chcieli tego samego. Chcieli umrzeć sprawiając przy tym ból swoim oprawcą. Szybko nacisnął swoim długim palcem na zieloną słuchawkę, gdy pojawiło się kolejne połączenie od przyjaciółki. Przyłożył telefon do ucha, po czym usłyszał cichy łamiący się głos dziewczyny.
- Harry…
- Cześć, coś się stało? – spytał szybko.
- Harry… - ponownie zachrypiała.
- Ad, coś się stało? Gdzie jesteś? – zaczął panikować.
- Harry… Ja już nie mogę… T-to chyba kon-niec. – załkała. W słuchawce zabrzmiało głośne i drżące odetchnięcie. – Ona… Już… To koniec. Powiedziała, że nie jestem w jej typie! – krzyknęła.
- Nie ! Czekaj, już do ciebie idę – powiedział wstając z swojego łóżka. Krzątając się po swoim pokoju, zgarnął wszystkie niezbędne rzeczy i szybko opuścił mieszkanie. – Chwila, zaraz będę u ciebie! Nie rób nic czego będziesz żałować! JUŻ IDĘ!
Zbiegając ze schodów kilkakrotnie potknął się, niemal upadając na zimną posadzkę. Gdy wybiegł z na ulice usłyszał kilka cichych westchnień a po nich dźwięk, który sygnalizował zakończenie rozmowy. – Kurwa. – przegryzł wargę.
Przebiegł na czerwonym świetle, nie zwracając uwagi na to, że przez takie zachowanie mógłby zostać potrącony przez jakieś pędzące auto. Biegł chodnikiem prosto przed siebie. Gdy w końcu znalazł się przy drzwiach, za którymi prawdo podobnie konała jedyna ważna mu osoba w tym cholernym świecie, szybko pociągnął za klamkę, lecz drzwi się nie otworzyły. Jeszcze raz szarpnął, ale nic to nie dało. Zaczął pukać i uderzać całym sobą.  Robił to, aż zamek puścił a śrubki spadły z cichy brzękiem na drewnianą podłogę. Wszedł do środka nie zamykając za sobą drzwi. W mieszkaniu śmierdziało wypaloną trawką, rozpuszczonym klejem i wymieszanym zapachem przeróżnych alkoholi. Nie odzywając się, zmierzał w kierunku salonu. Bał się tego co tam zobaczy. Pomasował się po skroni i przytrzymał się ściany. W jego  głowie wirowało. Był pewien, że to przez ostry zapach kleju. Upadł na ziemię. Zaczął się czołgać. Miał zamknięte oczy, gdy poczuł pod swoim ciałem miękką wykładzinę otworzył je. Znajdował się za czarną kanapą. Złapał za jej nagłówek i podciągnął się do góry. Przez chwilę miał przed oczami gwiazdki, ale gdy już wszystkie zniknęły ujrzał ciało drobnej blondynki. Przeskoczył przez sofę i uklęknął przy niej. Złapał porozcinane nadgarstki przyjaciółki i zaczął je całować. Nie kontrolowanie po jego policzkach, zaczęły cieknąć łzy. Wyglądała jak siedem nie szczęść. Miała wielkie wory pod jej zamkniętymi oczami. Powieki zasłaniały jej piękne, karmelowe tęczówki. Tusz rozmazał się jej i pociekł aż po długość nosa i zasłonił jej kilka piegów. Białe włosy rozczochrane były w wszystkie strony świata. To czego Harry nie zauważył do tej pory, to brak ubrań na jej kruchym ciele. Była w samym staniku i majtkach o kolorze ognistej czerwieni. Kilka tatuaży pokrywało jej ramie. Jednak najgorszym widokiem była porozcinana skóra na całym ciele. Na nadgarstkach, na palcach, na udach, na policzku. Wszędzie. Warknięcie, które przeobraziło się w krzyk wydostało się z gardła Harry’ego. Nie puszczając ręki przyjaciółki wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer na pogotowie. Nadal żyła, ponieważ Loczek wyczuwał puls, a jej klatka piersiowa poruszała się w górę i w dół. Na jej brzuchu pojawił się gęsia skórka. Harry puścił komórkę i zaczął szukać koca. Jego oczy zatrzymały się na materiale w żółte gwiazdki. Miał na sobie dużo plam po piwie i powypalane dziury po papierosach. Nie mógł znaleźć nic lepszego. Sięgnął po niego, a z głośnika telefonu rozbrzmiał głos kobiety. Szybko po niego sięgnął, lecz w tym samym momencie oczy Adrianne otworzyły się, a jej rzęsy zatrzepały kilka razy. Ścisnęła jego dłoń mocniej.
- Nie rób tego – wychrypiała. – Proszę. 
- Muszę. Będzie dobrze.
- Harry! Kurwa odłóż ten telefon! – nastolatek nie mógł nie posłuchać przyjaciółki. Najechał na czerwoną słuchawkę po czym na nią nacisnął i rzucił nim w bok. Podniósł się i przykrył blondynką kocem. Mocno ją przytulił.
- Dlaczego to zrobiłaś? – wyszeptał jej do ucha. Poczuł jak na jej karku włoski stają. Odsunął się i usiadł na skraju sofy. W pokoju nadal było czuć zapach kleju i marihuany przez co nie raz odkaszlnął. W końcu gdy ujrzał okno podszedł do niego i je uchylił. Świeże powietrze zaatakowało jego nozdrza. Wciągnął je łapczywie i oparł głowę o ścianę. Dziewczyn wciąż milczała. – Dlaczego do cholery chciałaś się zabić?!
- Nie twój zasrany biznes. – odwarknęła.
- Przecież wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć.
- Wszystko, ale nie to.
- Powiedz kurwa, albo zadzwonię po tą karetkę! – odwrócił głowę i spojrzał jej prosto w oczy, w których można było odczytać strach, złość i… zawstydzenie.
- Dobrze jebany egocentryku! Przespałam się Emmą! Zadowolony?! – wykrzyczała.
- I to był powód, żeby się zabijać?! – spytał zażenowany,
- Nie… Gdy… Gdy skończyłyśmy… Ona… Ugh. Powiedziała, że jestem słaba w łóżku. Potem się posprzeczaliśmy i… ona ze mną… zerwała.
- O – tylko to zdołał z siebie wydusić. Wiedział, że jego przyjaciółka woli dziewczyny. To nie to go zdziwiło. Fakt, że Emma i Adrianne nie były już razem naprawdę go zaszokował. Wydawały się być dla siebie stworzone. Każda miała charakter i swój temperament, ale zawsze mogły się z sobą dogadać. Przełknął głośno ślinę i zaciągnął powietrzem. – Przykro mi.
- Było minęło. – dodała szybko i przegryzła nerwowo wargę.- Podasz mi blanta? – spytała i wskazała na zwijanego „papierosa” na półce.
- Jasne.
Siedzieli w ciszy gdy dziewczyna podpalała i wciągała zadymioną zawartość zwijanki.
- A u ciebie, koteczku? – spytała gdy powoli odrywała się w krainę, w której tylko ona się odnajdywała.
- Co u mnie?
- Co u ciebie słychać, palancie.
- A. Hmm. Poznałem kogoś. – wyszeptał.
- Opowiadaj, jaka jest?
- Egh. Właściwie to… to on. Dzisiaj go spotkałem gdy byłem w szkole i… spadły mi książki gdy na niego wpadłem i on się uśmiechnął.. i mi się zdaje, że to wnuczek Tomlinson’a. – jąkał się.
Blondynka zakrztusiła się dymem.
- Stary, jesteś gejem? Haha, wiedziałam. – zaśmiała się i podrapała w głowę. – W takim razie… Jaki ON jest? Haha.
- Nie! To nie tak… Tylko myślę, że on byłby fajnym kolegą. Nie jestem gejem… Chyba.
- Fajnym kolegą do pieprzenia. Stanął ci jak go zobaczyłeś?  - znów się zaśmiała. Loczek wiedział, że jest coraz bliżej do całkowitego odpłynięcia.
- Widzę, że wracasz do kondycji Twist. Nie, nie stanął mi. – powiedział zawstydzony, ale po krótkim czasie dodał. – Uważam tylko, że jest bardzo… Przystojny i… Huh, podoba mi się?
- Stary jesteś gejem! – zaczęła śmiać się jak koń. – Pedał, ughi , ughi. – drażniła się. – Wypierdalaj z domu bożego! Jedna osoba homoseksualna w tych czterech ścianach wystarczy. Jestem nią ja, a ty spierdalaj na chlew i jak zjesz miłorząb to zadzwoń.
- Co ty wygadujesz?
- Jak byłam mała to zjadłam lusterko i było kwaśne bo było gejem, tak jak ty. W sumie gdybym była gejem to bym była miłorzębem… Ha! Jestem lesbą i jestem świeczką. – gadała bez ładu i składu. Chłopak zaśmiał się głośno i opuścił mieszkanie blondynki zostawiając ją samą, gdy ta odpływała w krainie tolerancji, świeczek i miłorzębów…


***

Minęły dwa dni odkąd Adrianne chciała się zabić. Harry cały czas ją kontrolował, dzwoniąc do niej i składając niespodziewane odwiedziny. Blondynka obiecała sobie , że więcej nie będzie zawracała sobie głowy dziewczynami. Chciała przeżyć jak najdłużej, a rozłąki i rozstania sprawiały, że jedynym czego pragnęła była śmierć. Gdy Loczek w końcu utwierdził się, że stan psychiczny przyjaciółki jest już ustabilizowany uspokoił się. Niestety przez to opuścił dwa dni szkoły. Nie. Nie wagarował.  On po prostu… No dobra. Zamiast do szkoły chodził do Adrianne. Trudno było mu wrócić do nauki i nadrobić zaległości. Jedynym co go pocieszało to możliwość spotkania Louis’a. Choć zamienili tylko kila słów, Harry na samą myśl o jego słodkich wargach i upijającym spojrzeniu czuł motylki w brzuchu, a jego żołądek wywracał koziołki. Adrianne śmieszyło to całe „zauroczenie” Loczka do Louis’a,  zdążyła poznać już jego imię i usłyszała tysiąckroć opis jego powalającego uśmiechu. Zwolnienie lekarskie natomiast było napisane na kartce przypiętej do tablicy informacyjnej przy nazwisku pana od matematyki. Nie, że coś ale to nie była najlepsza wiadomość dla Harry’ego. W innych przypadkach by się cieszył, ale liczył na to, że stary Tomlinson umówi go na „korepetycję”  z niebieskookim Louis’em. Ojciec Styles’a musiał pojechać na jakieś spotkanie z kumplami do Manchester’u. Weekend dla Harry’ego zapowiadał się naprawdę obiecująco.
Po szkole postanowił udać się do kawiarni na ciastko i ciepłą czekoladę. Roller Pub było miejscem, w którym każdy mógł się zrelaksować i wypić coś ciepłego za niską cenę. Wchodząc do kawiarni, dzwoneczek nad drzwiami zadzwonił radośnie. Harry uśmiechnął się i ruszył w stronę lady.
- Dzień dobry. W czym mogę służyć? – spytała uprzejma Azjatka, która pracowała w Roller Pub odkąd Loczek tu przybywał.
- Poproszę gorącą czekoladę i trzy ciastka z cynamonem i jedno z orzechami. – uśmiechnął się ciepło. Nie ma nic lepszego niż ciastka z cynamonem. Meli, jak głosiła jej plakietka na kieszonce, odeszła do automatu i zaczęła nalewać do kubka płynną czekoladę. Nagle po przestrzeni lokalu rozbrzmiał dzwonek, który wcześniej witał Harry, lecz teraz kogoś innego. Chłopak obrócił leniwie głowę w stronę szklanych drzwi, a jego serce nagle podskoczyło do gardła. Do pubu wszedł średniego wzrostu szatyn, strzepując z swoich postawionych do góry włosach krople deszczu. Gdy oczy Loczka napotkały wzrok Louis’a, ten przywitał go sympatycznym uśmiechem i szybkim krokiem podszedł do niego.       
- Harry! – pamiętał jego imię. Kędzierzawy poczuł coś w rodzaju niewyobrażalnej euforii. – Cześć! – podchodząc do niego złapał go za ramie. Jedyne co był wstanie zrobić Harry to nieśmiały uśmiech.
- Co tu taj robisz? – spytał nagle.
- Ja ? Ja… przyszedłem na ciastka i czekoladę. Zawsze tu wpadam w piątek.
- Czekolada i ciastka? Brzmi kusząco. Co za dziwny zbieg okoliczności. Ja też tutaj zawsze przychodzę w piątki.
- Proszę. – przerwała im Meli podając tacę z zamówieniem Harry’ego. – Cztery funty. – uśmiechnęła się. Harry wyjął z kieszeni swój portfel i podał dziewczynie pieniądze. Zabrał tacę, i przestraszony próbował uciec jak najdalej od Louis’a.
- Harry! Poczekaj na mnie. – powiedział. Loczek poczuł jak na jego bladych policzkach powstają rumieńce. Odwrócił się w stronę szatyna i poczekał, aż i ten odbierze swoje zamówienie. Gdy Meli podała mu swoją tace podszedł do Loczka.
- Gdzie siadamy?
- Hmm. Może tam? – powiedział brunet wskazując na stolik dla dwojga tuż przy oknie z widokiem na londyńską ulicę.
- Nie. Będzie ciągnąć zimnem z dworu. A tam? – spytał Louis pokazując palcem na stolik przy zielonej ścianie lokalu.
- Świetny. – uśmiechnął się szeroko Harry.
- Masz dołeczki! – pisnął podekscytowany szatyn.
- Brawo detektywie. – kitował.
- Dołeczki są mega słodkie. – przyjemne ciepło zaatakowało dolną część ciała Harry’ego.
- Dzięki.
Oboje podeszli do wcześniej wskazanego stolika i odstawili na nim tace. Kędzierzawy usiadł na krześle spoglądając ukradkiem na rozbierającego się Louis’ego. Szatyn ściągnął swój brązowy płaszcz i przewiesił go przez ramę swojego krzesła, po czym usadowił się na nim wygodnie. Wziął do ręki jedno z ciastek z swojej tacy i zaczął je pałaszować.
- Mam coś na twarzy? – spytał nagle.
- Nie, nie. – odparł szybko Harry orientując się, że za długo przygląda się swojemu nowemu znajomemu.
- Marchewkowe są moimi ulubionymi. A twoje? – spytał wskazując na ciastka.
- Cynamonowe.
- Fu! Jak można jeść cynamonowe ciastka. Fu! – okruszki przykleiły mu się do ust. Wyglądał przeuroczo. W pewnym momencie, to go, chciał zjeść Harry.
- Są przepyszne. – odparł upijając łyk czekolady, parząc troszkę przy tym swój język.
Chłopcy rozmawiali na różne tematy aż w końcu dowiedzieli się osobie dużo ciekawych faktów. Louis wyznał Harry’emu, że pochodzi z Donchaster  i nie zna za dobrze Londynu. Umówili się, że w sobotę Lou podjedzie pod dom Harry’ego, a ten oprowadzi go po mieście. Dla obu był to wspaniały pomysł. Żegnając się ze sobą wymienili się swoimi numerami telefonów. Jak dla zielonookiego był to najwspanialszy dzień w jego nieszczęśliwym życiu. Koniecznie chciał opowiedzieć o tym przypadkowym spotkaniu swojej przyjaciółce. Jednakże jej nie było w domu. Harry wracając do swojego mieszkania, które dzielił z matką i ojcem, cały czas myślał o Louis’ie. Wchodząc po schodach prowadzących na górę, zaczął zdawać sobie sprawę, że wraca do ponurej rzeczywistości. Otworzył drzwi i pierwszym widokiem jakim ujrzały jego zielone oczy był ojciec z zaciśniętym pasem wokół swoich dłoni…




Przeczytałeś/łaś? Wyraź swoją opinię komentując. To nie boli, a sprawia radość autorowi lub nakierowuje do nie poprawiania banalnych błędów. :)

17 komentarzy:

  1. jejku, świetne! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. uuuu akcja się rozkręca :D ŚWIETNY ROZDZIAŁ

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś genialna!
    Dopiero drugi rozdział, a ja się uzależniłam :x
    Czekam na trójkę i odpowiedź na to, co się stało z ojcem Harry'ego.. ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny. Neeext. *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział :0 nie mogę się doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  6. omomom neeeeeext ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. suuuper ♥ świetnie piszesz kochana :**

    OdpowiedzUsuń
  8. wreszcie się doczekałam :D
    dzięki , że w ogóle to piszesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie sądziłam że znajdę blog, który będzie tak samo ciekawy jak 50 twarzy Greya <3

    OdpowiedzUsuń
  10. cudowne ;') pisz dalej

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajny rozdział! Nie moge doczekać się następnego!

    OdpowiedzUsuń
  13. Boze biedny Harry :( lece czytac dalej, niesamowoty rozdzial

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci za komentarz! Na prawdę bardzo mi miło.